Parlament Europejski oderwany od rzeczywistości. Kary dla producentów przerzuci się na kierowców
Parlament Europejski ustala nowe limity czystości spalin dla samochodów, a producenci już wiedzą, że nie będą w stanie ich spełnić. Co więcej, szykują się do płacenia kar za niedopełnienie poprzednich progów. Straty wyrównają kupujący nowe auta.
Nowe zasady opierają się głównie na zmniejszeniu emisji dwutlenku węgla. Wcześniej nadzieję na ograniczenie jego emisji dawały jednostki wysokoprężne, ale afera Dieselgate szybko pogrzebała nadzieje producentów. By obniżyć limity emisji na całą gamę, trzeba zainwestować w elektryki i samochody wodorowe, co przecież kosztuje. Dodatkowo, trzeba będzie zapłacić kary za nadmierną emisję aut, które już są na drogach. Producenci już szykują się do zapłaty za każdy sprzedany egzemplarz w ciągu jednego roku.
Na celowniku jest więc BMW, Opel/PSA (zaledwie 700 mln euro kary), Volkswagen (ponad miliard euro) czy Ford, który musi liczyć się z 350 mln euro kary. Dieter Zetshce, prezes Daimlera, zauważył, że jedyną drogą uniknięcia opłat, jest inwestycja w elektryczne auta, których... nikt nie kupuje. Rozwój silników spalinowych powoli dochodzi do ściany. Każda innowacja jest coraz droższa i bardziej skomplikowana.
Ładowarki dla bogatego Zachodu
Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów bije na alarm. W ciągu 7 lat trzeba zwiększyć liczbę ładowarek w Europie 24-krotnie. To i tak ostrożne estymacje – pierwotne plany najwyraźniej oderwanego od rzeczywistości Parlamentu Europejskiego wskazywały na redukcję emisji CO2 o połowę, co skutkowałoby zwiększeniem liczby ładowarek o 84 razy potrzebnych do zasilenia takiej floty aut elektrycznych.
76 proc. wszystkich ładowarek znajduje się w 4 krajach EU i pokrywa mniej niż 1/3 jej terenu. Brylują Holandia i Niemcy. Rumunia z kolei ma zaledwie 114 ładowarek. Polska – około 150, choć niektóre z nich to zwykłe gniazdka dostępne na stacjach benzynowych. Poza tym samochody z napędem alternatywnym nie sprzedają się w krajach, gdzie średni dochód na mieszkańca wynosi mniej niż 35 tys. euro.
Polska na szarym końcu
Jednym z takich państw jest Polska. Podwaliny pod rozwój rynku elektryków miała dać ustawa o elektromobilności. Wprowadzona w ekspresowym tempie, w styczniu, wynikała z unijnej dyrektywy o paliwach alternatywnych. Spóźnienie w jej uchwaleniu oznaczałoby karę. To sprawia wrażenie, jakby prawo zostało napisane na kolanie. Nie jesteśmy jedyni w szarym ogonie elektromobilności. Narzucenie ekologicznych przepisów to jedno, wprowadzenie infrastruktury na terenie Europy Wschodniej to drugie.
Polski projekt dopłat do samochodów utknął w Komisji Europejskiej, która miała sprawdzić, czy pieniądze nie byłyby niedozwoloną pomocą ze strony państwa. Teoretycznie decyzja zapada w ciągu 3 miesięcy. W naszym przypadku sprawa ciągnie się od stycznia. Można odnieść wrażenie, że dokumentacja w ogóle nie została złożona...
Parlamentarne komisje Transportu i Turystyki oraz Przemysłu i Energii już zaakceptowały nowe limity CO2. Stowarzyszenie Producentów "z uwagą przygląda się postanowieniom tych organów". To – mówiąc inaczej – oznacza kolejne kary dla producentów, które zostaną wliczone w ceny nowych samochodów. Ot, wszystko w cenę ekologii!