Prokurator generalny Andrzej Seremet nie chce karać więzieniem pijanych rowerzystów. Przedłożył już ministrowi sprawiedliwości propozycje stosownych zmian w prawie - informuje "Rzeczpospolita".
Seremet chce, by było to traktowane jako wykroczenie, a nie przestępstwo. "Przepis (przenoszący odpowiedzialność z wykroczenia na przestępstwo) miał działać odstraszająco i ograniczyć zjawisko kierowania rowerem w stanie nietrzeźwym. Ale okazał się nieskuteczny. Takich sprawców przybywa" - zaznacza.
W więzieniach są obecnie 5024 osoby skazane za jazdę rowerem po pijanemu. Tylko o 626 mniej niż kierowców samochodów. A miesięczne utrzymanie więźnia to ok. 2,5 tys. zł.
Prokurator generalny ocenia, że posyłanie rowerzystów do więzień niczego ich nie nauczyło. - Wymagają raczej pomocy medycznej - dodaje. Jak wspomina, kiedyś rozpoznawał sprawę cyklisty notorycznie jeżdżącego po kieliszku.
- Był za to skazany 11 razy i uzbierały mu się 3 lata pozbawienia wolności - wylicza.
Seremet przedstawił swoje propozycje także szefom MSW, KGP oraz służby więziennej. - Spotkały się z bardzo pozytywnym przyjęciem - mówi jego rzecznik Mateusz Martyniuk.
Czy zmiana przepisów będzie oznaczała pogorszenie stanu bezpieczeństwa na polskich drogach? Niekoniecznie. Jak pokazują policyjne statystyki, surowy przepis nie działa prewencyjnie. Dowodem na to jest wzrost liczby osób prowadzących po spożyciu alkoholu. W 2010 r. policja zatrzymała blisko 166 tys. pijanych i nietrzeźwych kierujących pojazdami (a więc i jadących na rowerze). W 2011 r. było to już 183,5 tys. kierujących.
Należy też zadać sobie pytanie o stopień zagrożenia związany z uczestnictwem w ruchu pijanego kierowcy samochodu i rowerzysty. W przeciwieństwie do tego pierwszego, drugi jest groźny przede wszystkim dla siebie.
tb/