Samochody służb medycznych powinny być w stanie dotrzeć w oka mgnieniu na miejsce tragedii. Wskazane, by większe wyboje lub gruntowe drogi nie powstrzymały pędzących na ratunek lekarzy. Niestety tradycyjny samochód osobowy nie daje takiej gwarancji, zaś toporna terenówka byłaby stanowczo zbyt wolna. Idealnym rozwiązaniem jest oczywiście auto typu SUV, czyli skrzyżowanie zwykłego pojazdu z dzielnym terenowcem. Taką maszynę ma w swojej ofercie wielu producentów, jednak 385-konne Porsche Cayenne S jak żadne inne auto nadaje się do transportu chorych i rannych.
Pod potężną maską schowano ośmiocylindrowy silnik z bezpośrednim wtryskiem paliwa oraz ze zmiennymi fazami rozrządu. 4,8 litra pojemności zapewnia 385 KM oraz niebagatelne 500 Nm. Dzięki nim wskazówka prędkościomierza mknie to pola oznaczonego liczbą „100” w zaledwie 6,6 sekundy, by znieruchomieć po osiągnięciu 252 km/h!
Napęd na wszystkie koła uzupełniony o elektroniczne kontrole trakcji wraz z dużym prześwitem dbają, by Porsche bez zmrużenia oka przedarło się przez drogi nieprzejezdne dla zwykłych ambulansów. Blokada centralnego mechanizmu różnicowego wraz z reduktorem umożliwia wspinanie się pod bardzo strome wzniesienia.
Niecodzienna wersja Porsche została ręcznie zbudowana przez 15 praktykantów. Fragment tylnej kanapy oraz fotel pasażera został zastąpiony aluminiowym stelażem, który umożliwia wsuwanie noszy do kabiny. W kabinie prototypowego Cayenne znalazł się też defibrylator, aparatura do EKG oraz wiele innych, niezbędnych do udzielenia pierwszej pomocy urządzeń.
Nawet transport wyboistą drogą nie powinien negatywnie odbić się na stanie pacjenta, ponieważ Cayenne stoi na pneumatycznym zawieszeniu, które dostosowuje charakterystykę tłumienia do stanu nawierzchni.
Do tej pory powstało już sześć specjalnych egzemplarzy Cayenne S. Zostały rozdysponowane między różnymi służbami dbającymi o ludzkie zdrowie i życie. Dokładna wartość samochodu nie została podana, jednak z pewnością przekracza 60 000 euro. Jedna z najszybszych karetek na świecie musi jednak swoje kosztować...
Łukasz Szewczyk