Mamy w kraju upały i suszę, a co za tym idzie, coraz mniej zielonych trawników. Na tych, które zdążyły wyschnąć i zamienić się w klepiska, można parkować. Sęk w tym, że różni ludzie różnie interpretują przepisy.
W większości polskich miast brakuje miejsc do parkowania – szczególnie jeśli kierowca chce stanąć jak najbliżej swojego celu. Z tego powodu wiele osób parkuje na trawnikach. Za to jednak przewidziana jest kara. Straż miejska może wystawić mandat w wysokości od 20 do 500 zł, w zależności od tego jak bardzo samochód niszczy zieleń. Już to pokazuje, że pozostaje tu spore pole manewru w interpretacji przepisów.
Sytuacja się zmienia, gdy samochody parkują na trawie tak często, że ją rozjeżdżą i teren zamieni się w klepisko. W takiej sytuacji nie ma mowy już o dalszym niszczeniu zieleni, gdyż po prostu jej nie ma. To natomiast oznacza, że w takim miejscu można zaparkować nie obawiając się o mandat. Podobnie ma się sytuacja w trakcie panujących aktualnie upałów i suszy. Niepodlewane trawniki same powoli zaczynają przypominać pustynię, a to oznacza, że postawienie samochodu w takim miejscu jest dozwolone. Trudno jednak wyznaczyć granicę, kiedy jeszcze mamy do czynienia z trawnikiem, a kiedy jest to już klepisko. Dla jednego strażnika kilka osamotnionych kęp trawy może jeszcze być miejską zielenią, natomiast inny stwierdzi, że kierowcy mogą parkować w takim miejscu.
sj, moto.wp.pl