Trwa ładowanie...

Mercedes G63 AMG i Professional: bestia w terenie i na asfalcie

Mercedes G63 AMG i Professional: bestia w terenie i na asfalcieŹródło: zdjęcie producenta
d2v041i
d2v041i

Jest taki samochód, który przetrwał wyginięcie dinozaurów, niemal wszystkie europejskie monarchie i trwać będzie, póki ziemia nie przestanie się kręcić. G-klasa zaszczyci nas swoją obecnością jeszcze przez co najmniej 10 lat.

I choć wydaje się, że zmienia się w tempie erozji głazu narzutowego, to niemal każdego roku Mercedes serwuje w nim coś nowego. Tak jak teraz, przy okazji kolejnego już faceliftingu. Luksus ubrudzony błotem i tony koni mechanicznych, oto czym jest nowa/stara G-klasa. Podczas jednego dnia spotkało mnie podwójne zaskoczenie i podwójna motoryzacyjna przygoda. Bo podróż wyrobem "samochodopodobnym" o mocy grubo ponad 500 KM z plakietką AMG, po krętych alpejskich drogach oraz próba terenowa kawałkiem kamienicy na kołach zapadła w mojej pamięci i to z pewnością na bardzo, bardzo długo.

Piękna i Bestia rozpalała nasze dziecięce emocje, później również Bestie Apokaliptyczne spisane w 13 rozdziale Apokalipsy, straszyły i straszą wszystkich chrześcijan. Wreszcie, Bestia z Gévaudan, czyli tajemnicze stworzenie mordujące w XVIII-wiecznej Francji, w okolicy Gévaudan. Dzisiaj Bestia kręci się i atakuje w okolicy małego miasteczka La Clusaz. Bestia ta narodziła się w 1979 roku, w głowach swoich twórców, czyli inżynierów Mercedesa. Jego historia zaczęła się, a jakże, od zamówienia wojskowego. Potocznie zwana Geländewagen, co tłumaczy się po prostu jako… auto terenowe.

Z Bestią staję twarzą w twarz! Pręży swoje muskuły, jest długa na prawie 4,8 metra, szeroka na prawie dwa metry i wysoka na niecałe dwa metry. Do tego 2850 mm rozstawu osi. A wszystko przy masie około 2,5 tony! Całość jest tak kanciasta, że spokojnie można Bestię pomylić z kontenerem towarowym bądź blokiem z wielkiej płyty. Jeżeli mówimy o stylistyce, to równie dobrze moglibyśmy porozmawiać o wyglądzie Arnolda Schwarzeneggera. Tyle, że Bestia z roku na rok jest w coraz lepszej formie, a poczciwy Arnold raczej staje się coraz to bardziej "obwisły". Na 2012 rok Mercedes Bestii zaaplikował prawdziwą dawkę mocy oraz innych nowości.

d2v041i

Już od ponad trzydziestu lat Klasa G bryluje w garażach bogatych klientów tej marki, jednak pierwsza wersja AMG zadebiutowała dopiero w 1999 roku. I wtedy się zaczęło. Początkowo moc wynosiła około 350 KM, później Bestia nabrała apetytu i dysponowała już, jako G55 AMG, mocą blisko 480 KM. To jednak nie wystarczyło i wartość tę podniesiono do 500 KM. Teraz Bestia jest naprawdę zła. Na wszystko! Na nowoczesne samochody, na obłe kształty, na mikroskopijne i słabiutkie silniki oraz udawane crossovery, mylone z terenówkami. Bestia przybrała też nowe imię, a brzmi ono Mercedes G63 AMG! Wcześniejsze G55 AMG miało 5,4-litrową V8-kę. Teraz sercem Bestii jest jeszcze większy, nowy silnik 5,5 litra z doładowaniem. Oczywiście w jedynym możliwym układzie V8, którego brzmienie potrafi doprowadzić do zawału nie tylko surykatki, ale też nawet wyciszonego Dalajlamę, jeżeli nie będzie na to przygotowany.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Moc podniesiono o 44 KM, co w sumie daje nam aż 544 KM! Nazwa "63" nie ma zatem już nic wspólnego z pojemnością silnika. Maksymalny moment obrotowy? Naprawdę chcecie wiedzieć? Dobrze, wynosi 760 Nm, ale najlepsze jest to, że osiągany jest już od 2 tysięcy obrotów. Dzięki temu wyprzedzanie przypomina scenę, kiedy rosły mężczyzna strzepuje ze swojej marynarki paproch. Mniej więcej tyle wysiłku angażuje ten potężny silnik w każdy manewr. Co innego kiedy chcemy zniszczyć w pył otaczający nas świat. Wtedy wystarczy prawą stopę wcisnąć najszybciej jak potrafisz i najgłębiej jak potrafisz. Wtedy rozpętasz piekło. Zapomnij o anonimowości, zapomnij o rodzinie i trzymaj kierownicę tak uważnie, jak tylko potrafisz, bo G63 AMG przez te ponad 30 lat historii klasy G, nie nauczyło się pokonywać zakrętów. W tym temacie jest niczym dziecko błądzące w gęstej mgle. Bardzo niebezpieczne dziecko.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

A co ze spalaniem, zapyta ktoś nierozgarnięty. Oczywiście, jest. I to wielkie jak cieśnina Bosfor! Paliwo przelewa się niczym w Amazonce, litry, hektolitry paliwa! Bo i owszem, na jednym hektolitrze przejedziemy w mieście jedynie jakieś… 500 kilometrów. To prawie 20 litrów na 100 km. A czy Bestia nie zna pojęcia ekologia? Zna, ale jakby nic sobie z niego nie robiła. Owszem, posiada kaganiec w postaci systemu Start/Stop. Zamiast 5-biegów, otrzymała też dwa dodatkowe, czyli w sumie mamy do dyspozycji siedem przełożeń. Wszystkie przełączają się z delikatnym opóźnieniem, które kierowcę potrafi trzymać w napięciu niczym najwyższych lotów thriller.

d2v041i

Jednak, jeżeli już Bestia zrozumie który bieg ma włączyć i zrozumie że trzymasz stopę wciśniętą do oporu, wtedy 544 konie mechaniczne wystrzelą całą tę olbrzymią konstrukcję niczym pocisk rakietowy. Przyspieszenie do pierwszej setki trwa, cóż, zgadnijcie sami. Szybciej, znacznie szybciej, nie, nie... w 6 sekund to przyspiesza Lotus Elise i Ford Focus ST oraz Volkswagen GTI (w dodatku ten mocniejszy GTI 35). Ile? 5,8 sekundy? Nieee, w tyle przyspieszają Porsche Boxster i Golf R. No dobrze. Otóż, Mercedes "Bestia" G63 AMG potrafi rozpędzić swoje opasłe cielsko od 0 do 100 km/h w czasie 5,4 sekundy! To mniej więcej tak, jakby rozpędzić do takiej prędkości zaporę Hoovera.

Prędkość maksymalna wynosi skromne 210km/h. Dlaczego? Wyobraźcie sobie tę samą zaporę Hoovera, którą możecie spotkać na swojej drodze. Albo spróbujcie ją kontrolować. Bestii nie da się kontrolować. A propos "kontroli". Podejrzewam, że w G63 wcale nie ma połączenia kierownicy z zawieszeniem i kołami. Tam nic nie ma. Sama kierownica jest tylko ładnym, klasycznym elementem wystroju wnętrza. Bo niezależnie z jaką prędkością podróżujesz, gdy dojeżdżasz do zakrętu i zwyczajowo kręcisz kierownicą, Bestia nie reaguje i cały czas jedzie prosto. Myślisz sobie, trzeba dokręcić. Robisz to, i w dalszym ciągu nic. Zaczynasz się obawiać, że może w fabryce zapomnieli o układzie kierowniczym. Ale dokręcasz jeszcze i jest... wreszcie czuć jakąkolwiek reakcję! Dziwne jest to o tyle, że zawieszenie w 63-ce jest bajecznie sportowe, sztywne, pewne, wręcz zbyt twarde. Ale co z tego, skoro nie można z niego zrobić użytku? Poprosimy o bardziej bezpośrednie przełożenie.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Największe jednak wrażenie robi dźwięk silnika. Ach, cóż to jest za koncert. Decybele wydobywające się z każdego z ośmiu cylindrów są tak wyjątkowe, że jazda - szczególnie w otoczeniu alpejskich dolinek i tuneli - wywołuje gęsią skórkę! To rzadkość. To bezcenne. AMG potrafi z silnika i układu wydechowego stworzyć arcydzieło. Kiedy muskasz pedał gazu dźwięk jest tajemniczy, wibrujący, kiedy ciśniesz gaz do oporu, powodujesz lawiny, a ptaki spadają z nieboskłonu. W dodatku, kiedy szyby są zamknięte, dochodzi do ciebie jedynie przyjemny pogłos, ale otwórz choć na milimetr jedną z nich, a do wnętrza auta wedrze się cała orkiestra dęta, smyczkowa, klawiszowa... Wedrze się, i zostanie na długo w twojej głowie.

d2v041i

Siedząc w G63 AMG czujesz na czym polega eklektyzm. Już wchodząc sięgasz klamkę, która przenosi cię w czasie do lat 80-tych. Jest toporna, działa ciężko i twardo. Wdrapujesz się do wnętrza i widzisz salę bankietową, obszerną, przepastną i luksusową, gdzieś z okresu XIX-wiecznej Saksonii. Jednak na 2013 rok Mercedes przygotował w G-klasie coś nowego. I nie chodzi o nową skórę na wygodnych fotelach. Mówimy o całkowicie zmodyfikowanej konsoli środkowej, kierownicy, boczkach drzwi, słowem całym wnętrzu.

To jakby Bestia poszła na kurs doszkalający w zakresie IT. Na konsoli środkowej znajdziemy nowy wyświetlacz, który wcześniej znajdował się niewygodnie nisko, gdzieś w okolicach stóp. Na kursie G63 nauczyło się też kilku pożytecznych rzeczy, takich jak systemy: Distronic (adaptacyjny tempomat), ostrzegania o martwym punkcie, czy parkowania w postaci Parktronic. Jest też COMAND Online kierujący: nawigacją, system audio, bluetooth, czy dostępem do internetu. Na zewnątrz zmiany ograniczają się do lamp LED-owych do jazdy dziennej, nowych kierunkowskazów, lusterek zewnętrznych, zderzaków i osłony chłodnicy. Z wnętrza aż wycieka luksus. I to w dobrym stylu.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Jeżeli komuś mało, może wybrać wersję G65 AMG z 12-cylindrowym, 6-litrowym silnikiem o mocy 612 KM i maksymalnym momencie obrotowym wynoszącym kosmiczne 1000 Nm! To najmocniejsza terenówka na świecie. Brzmi jednak zdecydowanie inaczej. Ani lepiej, ani gorzej, po prostu inaczej. Niczym silnik bolidu F1 zamknięty przez złego czarnoksiężnika w ciele G-klasy. Najdziwniejsze jest to, że zyskując jedynie 0,1 sekundy w przyspieszeniu do pierwszej setki, o 20 km/h wyższą prędkość maksymalną, i o drogocenne 5 litrów na każde 100 km większe spalanie, trzeba wydać na G65 jeszcze raz tyle! Bowiem 63-ka kosztuje - w wersji podstawowej - około 600 000 złotych, a G65-ka aż 1 200 000 złotych! Absurd. Ale kto zabroni bogatemu?!

d2v041i

Klasa G to samochód, który trwa, będzie trwać i przetrwa wszystko, choć tak szalenie nie przystaje do współczesności. I tego życzę mu z całego serca.

Siedząc w G63 AMG, roadbook prowadzi mnie do drogi gruntowej. Przy wjeździe na nią stoją przedstawiciele Mercedesa. Każą wysiąść i szybko wsiadać do kolejnej G-klasy. Tym razem w wersji rdzennej, pierwotnej i pozbawionej wszystkiego co kojarzy się z luksusem. Jest tak bazowa, że bardziej już być nie może. Stworzona do prawdziwego terenu. Bez udawania, bez zbędnych gadżetów. Fotele przypominają tani stołek, kierownica i wyposażenie wnętrza przetrwają eksplozję nuklearną, a jej możliwości terenowe porównać można tylko do najlepszych. Oto Mercedes G-Professional, auto, w którym można się zakochać i którym można pokonać bezdroża, ale nie te serwowane przez marketingowców od aut typu SUV.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

To samochód na ramie, z blokadami mostów, reduktorem, skokiem zawieszenia godnym Artura Partyki i bezkompromisowy niczym Land Rover Defender. Jazda nim sprawiła mnie tyleż przyjemności, choć kilkusetmetrowy odcinek pokonywany z instruktorem, który ignorował moją przerażoną twarz i prowadząc swój monolog tylko mnie informował "more power to accelerate!", pokonałem ze średnią prędkością kilku kilometrów na godzinę. Prawie cały czas byłem przerażony faktem, że się zawiesimy, bądź zakopiemy. A tu nic. G-klasa brnie do przodu niczym zmotywowany słoń.

d2v041i

Gdybym miał sam podjąć decyzję, czy w ten teren wjechać, to w życiu bym się nie odważył. Choć przeżyłem w swoim życiu kilka terenowych przygód. A tutaj? Kamienie były zbyt duże (pomimo tego jedynie niekiedy biliśmy o nie ramą G-klasy), błoto zbyt śliskie oraz w ilościach mogących pochłonąć samochód kompaktowy, podjazdy zbyt strome i przechyły zbyt pochylone. A jednak. Wreszcie dowiedziałem się i przekonałem na własnej skórze, iż G-klasa jest prawdziwą terenówką. Najprawdziwszą! I jej historia przetrwa lata, pisząc kolejne legendy na temat Bestii z austriackiego Grazu.

Michał Grygier

d2v041i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2v041i
Więcej tematów