W 2014 roku policja postanowiła wykorzystać rosnącą popularność rejestratorów jazdy i w każdej z komend wojewódzkich pod zakładką „Stop agresji drogowej” udostępniła adresy e-mailowe, na które wysyłać można filmy prezentujące wykroczenia popełniane przez napotkanych kierowców. Okazuje się jednak, że dostarczenie funkcjonariuszom dowodu groźnego zachowania innego uczestnika ruchu może nie być takie proste.
Problemem okazują się ograniczenia techniczne. Choć w ciągu kilku ostatnich lat samochodowe kamery przeszły istotną ewolucję, po stronie policji zmieniło się niewiele. Dziś urządzenia najczęściej oferują nagrywanie materiałów w wysokiej rozdzielczości. To oznacza, że plik ze scenką, która może być podstawą do ukarania zmotoryzowanego, ma sporą wagę. Tymczasem policyjne skrzynki mają stosunkowo niskie limity. Jak sprawdziła „Gazeta Wyborcza”, na stronie Komendy Wojewódzkiej w Lublinie wynosi on tylko 10 MB, w Łodzi i Olsztynie jest to 20 MB, na Podlasiu 22 MB, a w Gorzowie 25 MB. Wyjątkiem jest kujawsko-pomorska policja, na skrzynkę której przesłać można plik o wadze 100 MB.
Skąd takie obostrzenia? Problemem jest wydolność infrastruktury informatycznej. Nie oznacza to jednak, że w województwach, gdzie limity są niskie, nie można informować policji o niebezpiecznych zachowaniach kierowców. Z problemem można sobie poradzić, korzystając z serwisów umożliwiających umieszczenie plików „w chmurze”. Wraz z linkiem do materiału najlepiej od razu wysłać policji informacje dotyczące czasu i miejsca zdarzenia, a także własne dane osobowe – imię, nazwisko, numer telefonu oraz adres korespondencyjny. Co dzieje się dalej?
Policja zajmuje się jedynie tymi zgłoszeniami, na których bezspornie widać naruszenie przepisów. Nie może chodzić jednak o zbyt szybką jazdę, ponieważ zgodnie z prawem urządzenia, na podstawie których policja może określać prędkość pojazdów, muszą posiadać wymagane urzędowe zatwierdzenia, a zwykły rejestrator ich nie posiada. Jeśli wina uwiecznionego kierowcy nie budzi wątpliwości, sprawa trafia przed sąd. Policja najczęściej powstrzymuje się od bezpośredniego ukarania mandatem ze względu na nieprecyzyjne przepisy. Zgodnie z nimi mandat w sprawie wykroczenia, którego nie ujawnił funkcjonariusz, powinien nałożyć sędzia. Oznacza to, że jeśli zdecydujemy się wysłać film policji, musimy liczyć się z tym, że zostaniemy wezwani na policję w celu złożenia zeznań. Może zdarzyć się również, że będziemy musieli wziąć udział w procesie.
Jak informuje policja, w 2015 roku na policyjne skrzynki e-mailowe trafiło ponad 7 tys. zgłoszeń od kierowców. podobny system działał w Szwajcarii, ale dziś tamtejsza policja nie przyjmuje już zgłoszeń od kierowców. Było ich tak wiele, że funkcjonariusze nie byli w stanie się nimi zająć.
Źródło: PAP, „Gazeta Wyborcza”, Komenda Główna Policji
Tomasz Budzik, moto.wp.pl