*W niektórych miastach w Polsce na skrzyżowaniach można spotkać liczniki odmierzające czas do zmiany świateł. Choć są one chwalone przez kierowców, Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa zastanawia się, co z nimi zrobić. Powód? Zdaniem polityków nie zwiększają poziomu bezpieczeństwa. *
W 30 miejscowościach na 176 skrzyżowaniach w Polsce działają liczniki pokazujące czas pozostający do zmiany świateł - informuje resort infrastruktury. Wiele wskazuje na to, że niebawem ich los zostanie rozstrzygnięty. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa pracuje nad nowelizacjami dwóch ważnych rozporządzeń: w sprawie znaków i sygnałów drogowych oraz w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych. W dokumentach tych mają zostać zawarte regulacje dotyczące możliwości stosowania liczników na polskich skrzyżowaniach. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, resort nie nakaże zdemontowania sekundników, które już są na drogach. Na razie nie wiadomo jednak, jakie będą szczegóły nowego prawa.
Zmotoryzowani przeważnie chwalą sekundniki na skrzyżowaniach. Ich zdaniem pozwalają one rozsądnie zaplanować jazdę. Jeśli z daleka widzimy, że za kilka sekund zapali się czerwone światło, można zacząć hamować silnikiem, oszczędzając przy tym paliwo i zmniejszając zużycie klocków hamulcowych. Gdy czekamy na zielone, licznik pomaga w przygotowaniu się do jazdy, co - zdaniem zmotoryzowanych - upłynnia ruch. Politycy sprawę widzą jednak inaczej.
Groźne udogodnienie?
W świetle przepisów stosowanie liczników jest bezprawne. Ustawa o ruchu drogowym nie wymienia ich wśród urządzeń regulujących ruch na skrzyżowaniach. Co więcej, nie ma też dowodów na to, że poprawiają one bezpieczeństwo. O obecność liczników i ocenę ich roli ministerstwo zapytało wojewodów. Odpowiedź samorządowców przemawiałaby za pozostawieniem sekundników, jak jednak przyznaje ministerstwo, są to opinie, które nie zostały poparte żadnymi danymi. Tymczasem przykład Grudziądza sugeruje, że stosowanie takiego rozwiązania może zwiększać zagrożenie.
Władze miasta postanowiły sprawdzić, jak na bezpieczeństwo w ruchu wpływa licznik zamontowany w marcu 2014 roku. Okazało się, że zamiast poprawiać je, rozwiązanie to zdecydowanie pogarszało sytuację. Po założeniu sekundnika liczba kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle wzrosła o około 50 proc., a liczba osób przejeżdżających skrzyżowanie z prędkością większą niż 100 km/h o blisko 100 proc.
Oczywiście dane dotyczące jednego skrzyżowania nie mogą być miarodajne dla całego kraju, jednak skala pogorszenia bezpieczeństwa jest bardzo duża. Można uznać, że dla części kierowców informacja o tym, że za za dwie lub trzy sekundy zgaśnie zielone światło jest bodźcem skłaniającym do wciśnięcia pedału przyspieszenia „do dechy” zamiast do zahamowania.
Kontrowersyjne mandaty
Sprzeciw kierowców wzbudza również karanie mandatami za przejazd na czerwonym świetle na skrzyżowaniach, na których nie ma liczników czasu do zmiany świateł. Mandat za takie wykroczenie możemy dostać nie tylko od policjanta. Tego typu wykroczenia rejestruje również 20 zestawów Inspekcji Transportu Drogowego rozlokowanych w różnych miejscach kraju. Miejsca te nie są w żaden sposób oznakowane. Przepisy określają, że żółte światło sygnalizacji powinno świecić się przez 3 sekundy, a w niektórych sytuacjach może to okazać się za mało. W efekcie może dojść do ukarania kogoś, kto przepisów wcale nie chciał złamać.
Może do tego dojść przede wszystkim wtedy, gdy za kierowcą samochodu osobowego jedzie duża ciężarówka. Oczywiste jest, że taki zestaw nie jest w stanie zatrzymać się tak skutecznie jak zwykłe auto. W takiej sytuacji wielu kierowców po zapaleniu się żółtego światła woli przejechać skrzyżowanie, choć sami byliby w stanie się zatrzymać. Strach przed uderzeniem w tył przez wielotonowy pojazd jest jednak większy niż przed mandatem.
Co z tymi licznikami?
Z danych policji wynika, że w 2015 roku wjazd na skrzyżowanie przy czerwonym świetle był przyczyną 371 wypadków, w których zginęły 23 osoby, a 507 zostało rannych. Choć to mniej niebezpieczne zachowanie niż jazda po niewłaściwej stronie drogi (465 wypadków), to nad tą kwestią warto się pochylić. Nowe regulacje nie mają nakazać demontażu już istniejących liczników, mogą jednak uniemożliwić stosowanie nowych lub ograniczyć zakres miejsc ich występowania - na przykład do odcinków, na których ze względu na remont drogi czasowo wprowadza się ruch wahadłowy. W Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa wciąż trwają analizy zagadnienia, a proces legislacyjny nowych przepisów ma obejmować również konsultacje społeczne.
Rozwiązaniem kompromisowym byłoby zastąpienie liczników pulsowaniem standardowych świateł drogowych. Na kilka sekund przed zmianą na sygnalizacji światło migałoby, informując kierujących o mającej nastąpić zmianie. Jeśli w istocie informacja o tym, że wkrótce ma zapalić się czerwone światło ujemnie wpływa na bezpieczeństwo, pulsowanie można byłoby zastosować tylko w przypadku mającej nastąpić zmiany czerwonego światła na zielone. To pozwoliłoby kierowcom zawczasu włączyć pierwszy bieg i upłynniło ruch. Na ostateczny kształt nowych przepisów będziemy jednak musieli poczekać.
Tomasz Budzik, moto.wp.pl