Korytarz życia to tylko teoria. Głupota kierowców poraża
- Gdyby któryś z tych kierowców zrobił tak za granicą, zapamiętałby konsekwencje do końca życia - twierdzi autor filmu z obwodnicy Gdańska. Poszkodowana podczas wypadku kobieta mogłaby przeżyć, gdyby na drodze ratowników nie stanęli sami kierowcy.
Internauci nie kryją oburzenia: "mandaty po 10 tys. złotych. za utrudnianie pracy mundurowym i każdy debil by się nauczył", "powinien być wyrok za takie coś", "niewyobrażalne chamstwo i poczucie bezkarności." To tylko najdelikatniejsze z określeń. Gdy wypadek skody z dostawczym fiatem ducato zablokował obwodnicę Gdańska, stojący w korku kierowcy utworzyli tunel życia. Sprawdzona i pochwalana przez służby* metoda nie sprawdziła się w Polsce, bo co bardziej niecierpliwe osoby za kółkiem zawróciły na autostradzie. Kobieta zmarła w drodze do szpitala.*
O tym, że nie potrafimy jeździć po autostradach, wiadomo doskonale. Najwyższa Izba Kontroli wskazywała, że liczba wypadków i ofiar na autostradach jest kilkukrotnie wyższa niż na drogach krajowych. Gdyby tego było mało, połowa odcinków szybkiego ruchu zarządzana przez GDDKia nie ma opracowanych planów ratunkowych. W szerszym spojrzeniu, Polska nie ma systemu wymiany informacji pomiędzy służbami ratowniczymi. Wygląda więc na to, że to, skąd przyjdzie pomoc, jest kwestią losową.
NIK w raporcie podkreślił, że nie wiemy, jak zachować się podczas wypadku, co doskonale widać nie tylko w przypadku Gdańska. Miesiąc temu na autostradzie A4 sznur samochodów jechał pod prąd autostradą – w tym ciągu znalazło się też auto szkoły jazdy. Zablokowanie korytarza życia przez jednego busa pod Gródkiem to przy tym drobnostka. Drobnostka kosztująca strażaków minuty.
Do przepuszczania służb nie służby pas awaryjny. Ten, po prawej stronie jezdni, oddzielony linią, wykorzystywany jest wyłącznie do zatrzymania pojazdu w razie awarii. Nie można na niego wjeżdżać.
Sytuację mogą zmienić jasne przepisy i ciągnące się za nimi wysokie mandaty. Tymczasem ta kwestia – korytarzy życia, jazdy "na zamek" czy chociażby utrzymywania odległości od poprzedzającego pojazdu nie jest uregulowana prawnie. Zdrowy rozsądek podpowiada, że powinno być to minimum 50 metrów. Tymczasem na naszych autostradach jest to 5 m.