Kontrowersyjne nowe przepisy. Czy piesi zaczną ginąć?
1 stycznia 2017 roku każdy z nas – jako pieszy, dochodząc do pasów – będzie miał pierwszeństwo przed nadjeżdżającym samochodem. Prawodawcy zmienili istniejący od kilkudziesięciu lat przepis, który sprawę stawiał inaczej: to samochód, który jedzie, jest uprzywilejowany, a pieszy ma czekać na swoją kolej. Czy w związku z tym czeka nas wzrost bezpieczeństwa na drogach (co było intencją posłów), czy wręcz przeciwnie: nowa fala wypadków z udziałem pieszych? Eksperci są pełni obaw.
Od zawsze polskie dzieci są w szkołach uczone, że zbliżając się do przejścia dla pieszych, mają się zatrzymać, dokładnie popatrzeć w lewo i prawo, przepuścić wszystkie auta i przechodzić dopiero, kiedy droga jest całkowicie pusta. Mamy to we krwi.
Mają i kierowcy, którzy przecież nie raz bywają pieszymi. Doskonale wiedzą, że nie muszą ustępować pierwszeństwa tym, którzy cierpliwie czekają przed pasami, a jedynie tym, którzy już się na pasach znajdują. Efekt jest oczywisty: kierowcy jadą, bo mogą, a ich zatrzymywanie się przed pasami i ustępowanie oczekującym jest uważane przez samych pieszych za grzeczność z ich strony. Lepiej wychowane dzieci machają takim kierowcom i uśmiechają się do nich, prawda?
Zmiana, jaką zaproponowali posłowie, jest więc ogromna. Ma być u nas tak, jak w Niemczech i wielu innych krajach europejskich (patrz: infografika na kolejnej stronie). Piesi staną się podmiotami, a to na kierowcach spocznie obowiązek uważania, zwalniania i hamowania w odpowiednim momencie. Zmiana wywraca do góry nogami wszystko to, co znamy do tej pory.
Docelowo przyniesie to oczywiście doskonałe efekty. Kierowcy nauczą się, że nie są najważniejsi. Że to piesi, bezbronni wobec szoferów w maszynach, powinni być chronieni. Na to trzeba jednak będzie poczekać. A jak się sprawy będą miały w pierwszych tygodniach, miesiącach, od wejścia w życie nowego prawa?
Niestety, Polska należy do tych państw, które pod względem bezpieczeństwa pieszych są w ogonie zjednoczonej Europy. Zagrożenie utratą życia w wypadku jest w tej grupie uczestników ruchu drogowego blisko trzy razy wyższe niż w Niemczech, Hiszpanii, Francji czy Wielkiej Brytanii. Tam rocznie ginie ok. 400 pieszych, w Polsce ponad 1100 osób (to ok. 1/3 ogółu ofiar śmiertelnych). W związku z tymi wskaźnikami ciągle dostajemy połajanki od Komisji Europejskiej.
Pytanie o trafność nowych przepisów należy rozważać, biorąc pod uwagę cały system edukacji dzieci i młodzieży. Trzeba go całkowicie przebudować. A to trwa i kosztuje. Druga rzecz to edukacja kierowców. Zrozumiałe, że nowe przepisy znajdą się w materiałach szkoleniowych dla nowych kierowców. Ale co z tymi, którzy prawo jazdy zrobili 40-50 lat temu? Oni nie zaakceptują łatwo faktu, że teraz to nie oni będą na drodze najważniejsi. - Zmiany są rewolucyjne. A w związku z tym istnieje ryzyko, że w początkowym okresie obowiązywania nowego prawa tragicznych zdarzeń będzie więcej – mówi Ryszard Fonżychowski ze Stowarzyszenia na Rzecz Poprawy Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego „Droga i Bezpieczeństwo”. – Co prawda prawodawca dał wszystkim, kierowcom i pieszym, ale też dbającym o infrastrukturę, sporo czasu, ale nie wyobrażam sobie, żeby 2016 rok nie został ciężko przepracowany – dodaje.
Żeby nowe prawo zadziałało, potrzebne są gigantyczne akcje społeczne. Tak naprawdę z informacją o zmianach trzeba dotrzeć do każdego kierowcy. To kosztuje krocie i powstaje pytanie, czy państwo stać na zakrojoną na tak wielką skalę operację. Bo to nie może być jedna kampania reklamowa w mediach, kilka akcji w szkołach, ale naprawdę – jak mówią hip-hopowcy – duży hałas. - Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której piesi, świadomi nowych praw, poczują się zbyt pewnie. To skończy się naprawdę niedobrze, jeśli nagle, od 1 stycznia 2017 roku, zaczną wchodzić na pasy bez oglądania się. Muszą zostać wyedukowani, co dokładnie dla nich oznaczają nowe przywileje i jak z nich korzystać – mówi Fonżychowski.
Instytucje rządowe są - według ich zapewnień - przygotowane. - Pierwsza kampania informacyjna rozpocznie się jeszcze w tym roku. Kolejne będą realizowane w drugiej połowie 2016 roku i na początku 2017, w związku z wejściem w życie przepisu w styczniu tego roku - mówi Wirtualnej Polsce Piotr Popa, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju.
Tymczasem pojawiają się i inne problemy, których prawodawcy nie wzięli pod uwagę. Z raportu NIK wynika, że w Polsce ok. 30 proc. poziomych znaków drogowych, a więc również „zebr”, jest nieczytelnych lub wręcz niewidocznych. Poza tym chyba każdy z nas jest w stanie wymienić choćby kilka przejść, w przypadku których wychodzi się na jezdnię wprost zza drzewa lub wysokich zarośli. Albo takich, które nie są oświetlone i nocą piesi pojawiają się na nich w sposób zaskakujący nawet dla uważnego kierowcy.
Wciąż możemy tylko pomarzyć o miejscach, które ostrzegają kierowców zamontowanymi w asfalcie światłami o zbliżaniu się pieszego do pasów. Wiele jest za to nieuregulowanych światłami przejść na drogach krajowych. W takich miejscach nowe prawo zmieni tylko jedno - świadomość pieszych. Część z nich, wiedząc o swoim pierwszeństwie przed samochodami, zapewne wkroczy na jezdnię tuż pod koła samochodów. A jakie to będzie miało skutki, możemy tylko przypuszczać. - Na zarządzających drogową infrastrukturą spadła ogromna odpowiedzialność. Sygnalizację pasów trzeba poprawić, same pasy odmalować. Należy odświeżyć przejścia i zastanowić się wspólnie, czy nie należy oznaczyć ich dodatkowo, w tym na inne kolory. Pasy muszą zostać doświetlone tam, gdzie nie są, a takich miejsc jest w Polsce bardzo dużo – wymienia Fonżychowski. - Czeka nas rok ogromnej pracy, nie tylko medialnej i edukacyjnej, ale także od strony technicznej.
O ile więc jesteśmy w stanie zgodzić się z tym, że nowe prawo ma dalekosiężny sens (dlaczego: wyjaśniliśmy), o tyle trudno nie zauważyć, że – tradycyjnie dla Polski – zostało uchwalone bez oglądania się na konsekwencje. Zamiast zacząć od odmalowania pasów, likwidacji najbardziej niebezpiecznych przejść (lub zamieniania ich na takie z sygnalizacją świetlną), obudowywania „zebr” kolorową, jaskrawą infrastrukturą (tak wyglądają przejścia w Niemczech i Szwajcarii) i edukacyjnych akcji w szkołach oraz kampanii społecznych, zaczęto od stworzenia przepisu.
Piesi dostali do ręki potężną broń: zostali upodmiotowieni. Kierowcy zaś dostali jasny sygnał, że mają bardziej uważać na tych, którzy są wobec nich bezbronni. Pytanie czy obie grupy będą od razu potrafiły się przystosować, nie powodując większych tragedii.
mk/tb/tb