Kolejne pomysły rządu to kompromitacja. Zielone strefy w miastach są nastawione na zyski
Eksperci nie zostawiają suchej nitki na propozycjach rządu dotyczących rozwoju elektromobilności i zielonych stref w miastach. Teoretycznie sprawa jest dość prosta, bo ułatwienia dla właścicieli ekologicznych rozwiązań w motoryzacji miały polegać na specjalnych miejscach postojowych, sieciach ładowarek i ulgach podatkowych. Jednak prace zmierzają do bezsensownych regulacji dotyczących wąskiej grupy kierowców.
Pomysły na nową ustawę o elektromobilności zostały przesłane do około 120 podmiotów. Większość z nich aktywnie działa w branży motoryzacyjnej, ale w konsultacjach uczestniczą też takie instytucje jak np. Związek Gorzelni Polskich.
Co ciekawe, na liście nie było żadnej firmy carsharingowej, a takie działają w kilku polskich miastach i mają floty nawet kilkuset samochodów. Rząd wie o tych firmach, ponieważ od ponad roku toczy się przetarg na warszawski carsharing, a przystąpiło do niego aż 13 podmiotów (z czego dwa się później wycofały). Kiedy pojawiły się informacje o tym projekcie, niektóre firmy kupiły floty samochodów i bez żadnych dotacji rozpoczęły działalność polegającą na wynajmowaniu samochodów na minuty. Przetarg do dziś pozostaje nierozstrzygnięty, a spółki na własną rękę walczą o to, żeby, jako świadczący profesjonalne usługi dla mieszkańców, móc mniej płacić za parkowanie. Nie udało się to nawet carsharingowi posiadającemu samochody hybrydowe i z tego względu kilku dni temu zmuszony ona był podnieść cenę usługi.
Konsultując nową ustawę o elektromobilności nikt nie zapowiadał, że rząd będzie brał pod uwagę tylko te podmioty, które maja we flocie samochody czysto elektryczne lub hybrydy plug-in (z opcją ładowania z domowego gniazdka). Gdyby ktoś z ministerstwa energii pochylił się nad tematem, to z łatwością znalazłby informacje, że takie hybrydy są bardzo drogie (cena najtańszego auta typu ponad dwukrotnie przewyższa cenę najtańszej hybrydy bez opcji plug-in) i ich sprzedaż jest marginalna.
To główny zarzut dotyczący próby stworzenia definicji carsheringu, która pomija kwestię korzyści ekologicznych polegających na tym, że wiele osób korzysta z jednego auta.
Projekt ustawy ma zapisy, które mówią też o opłatach dla samochodów, które chcą wjechać do centrum. Strefa zeroemisyjna lub niskoemisyjna opisana w projekcie dopuszcza tylko pojazdy elektryczne. Reszta będzie musiała za to zapłacić, co odbije się negatywnie na cenniku usług carsharingowych. Jeśli dojdzie do tego, że firmy te będą musiały zmienić flotę samochodów na elektryczne, to również odbije się na klientach i cenie usługi, która będzie wyższa.
Takie postępowanie ustawodawców wygląda na ślepe realizowanie planów i nie branie pod uwagę kosztów. Jeśli projekt przejdzie i do centrum miasta będą mogły wjechać tylko elektryki i hybrydy plug-in (te ostatnie mogą ale nie muszą być zwolnione z opłaty za wjazd do wydzielonych stref), to obecnie nie ma pomysłu na zapewnienie potrzebnej liczby ładowarek. Bez infrastruktury i sensownych pomysłów, ustawa spowoduje poważne utrudnienia, ponieważ aby dojechać do centrum, trzeba będzie słono zapłacić albo przesiąść się do komunikacji miejskiej.