Element wyposażenia, który w Polsce wciąż uchodzi za luksusowy, w USA ma szansę stać się wymaganym prawem standardem. Nowe prawo miałoby ograniczyć liczbę śmiertelnych wypadków na parkingach.
NHTSA, amerykańska agencja badająca bezpieczeństwo samochodów, zamierza powalczyć w kongresie o wprowadzenie obowiązku wyposażania sprzedawanych w USA samochodów w kamery cofania. Jak argumentuje, konsekwencje braku takiego wyposażenia są znacznie poważniejsze niż duża liczba stłuczek. Około setki dzieci i dwustu dorosłych w USA ginie co roku w wyniku potrącenia przez cofający pojazd. Oczywiście to tylko niewielki odsetek potrąceń tego typu. Ewentualne wprowadzenie takiego obowiązku ma zmniejszyć liczbę wypadków, a zarazem przynieść wymierne oszczędności w służbie zdrowia. Dodatkowymi kosztami zostaną jednak obarczeni nabywcy samochodów. Przewiduje się, że w związku z wprowadzeniem nakazu branża motoryzacyjna każdego roku wydałaby na wyposażenie aut w kamery cofania 2,7 mld dolarów. Oznaczałoby to, że przeciętnie cena auta wzrosłaby o 160-200 dolarów.
Niektórzy są jednak zdania, że propozycja nowej regulacji nie przyniesie założonego skutku. Aż 45 proc. spośród nowych samochodów sprzedanych w USA w roku 2011 było standardowo wyposażonych w kamery cofania. W przypadku dalszych 23 proc. pojazdów była to opcja. W porównaniu z Europą to poziomy wręcz zawrotne. Można więc powiedzieć, że kamery cofania już są niezwykle popularne wśród Amerykanów. Niektórzy wskazują również na to, że tylko nieznacznie mniej częstą przyczyną śmiertelnych wypadków jest niezauważenie pojazdu znajdującego się w martwym polu i wykonanie manewru skutkującego kolizją. Czy oznacza to, że mechanizm, który zapobiegałby takim wypadkom również miałby się stać obowiązkowy?
Być może Amerykanie zapominają, że technika ma za zadanie jedynie wspomagać kierowcę i nie jest w stanie wyręczyć umiejętności i zdrowego rozsądku.
Źródło: New York Times
tb/