Na naszych drogach trwa wyścig zbrojeń. Przeciwko coraz większej liczbie fotoradarów kierowcy wytaczają swoje działa. Jakie mają szanse w zderzeniu z urzędniczą machiną?
Wakacje od lat są najbardziej niebezpiecznym okresem na polskich drogach. Ma to oczywiście związek ze sporym wzrostem natężenia ruchu. Jadący na wakacje turyści to dla policji i innych służb dbających o przestrzeganie limitów prędkości doskonały cel. Nastrój euforii z oderwania się od codziennych zajęć i chęć jak najszybszego dotarcia na miejsce wypoczynku szybko zderzają się jednak z niską przepustowością naszych dróg. To z kolei sprawia, że kierowcy chętniej naciskają pedał gazu nie zwracając uwagi na ograniczenia prędkości wymalowane na znacznej części z tysięcy znaków ciągnących się wzdłuż każdej z naszych dróg krajowych. Policjanci „suszą” czekając na swoje „ofiary” w zatoczkach, a także wykorzystują wideorejestratory znajdujące się w dziesiątkach samochodów i na kilku motocyklach. Złapać kierowcę na gorącym uczynku próbują także fotoradary administrowane przez Inspekcję Transportu Drogowego i miejskie lub gminne oddziały mundurowych. Arsenał ITD niebawem powiększy się o 300 nowych urządzeń. Czy
kierowcy mają jeszcze jakieś szanse? Owszem.
Wachlarz możliwości wykorzystywanych przez użytkowników dróg jest dość szeroki i praktycznie wszystkie opierają się na dobrej woli społeczności użytkowników dróg. Najbardziej popularnym rozwiązaniem jest CB radio. Jego zalety są nie do podważenia. Przede wszystkim kontaktujemy się tu z ogromną grupą osób. Otrzymujemy informacje z dużym wyprzedzeniem, a do tego nie tylko o kontrolach z „suszarką”, ale też o nieoznakowanych radiowozach z wideorejestratorami. Kierujący powiadomią nas również o czekających nas niebezpieczeństwach i utrudnieniach, a czasem nawet podpowiedzą, którędy je ominąć. Są jednak i minusy. Przede wszystkim, na zakup radia i anteny trzeba wydać kilkaset złotych. Dla części kierowców uciążliwa może okazać się konieczność chowania anteny przy dłuższych postojach. Ci, którzy lubią słuchać muzyki podczas jazdy, będą narzekać na szumy, a ci, którzy jeżdżą z dziećmi, obawiać się wulgaryzmów, które nietrudno usłyszeć korzystając z CB radia. Poza tym poza głównymi trasami późną nocą trudno „złapać”
kogoś, kto przestrzeże przed patrolem.
Istnieją jednak inne możliwości. Obecnie wiele osób korzysta już ze smartfonów. Część ich posiadaczy rzeczywiście wykorzystuje możliwości, które daje taki sprzęt. Z myślą o takich właśnie osobach powstały aplikacje, których zadaniem jest ostrzeganie o patrolach. Wykorzystują one wbudowany w telefon moduł GPS i dają użytkownikom możliwość szybkiego oznaczania napotkanych mundurowych i „załadowanych” fotoradarów. Informacje te są potem publikowane i stają się dostępne dla wszystkich użytkowników aplikacji. Niektóre z nich, jak na przykład Yanosik, są darmowe. Nie wymagają one od kierowcy zadawania pytań innym uczestnikom ruchu, ani zakupu dodatkowego sprzętu. Na minus takiego rozwiązania należy zaliczyć mniejszą w porównaniu z CB radiem liczbę użytkowników, konieczność łączenia się z internetem oraz to, że nie da się ich uruchomić na wszystkich
platformach.
Innym rozwiązaniem jest korzystanie z nawigacji GPS. Urządzenie takie, oprócz wskazywania właściwej drogi do wyznaczonego celu, może też ostrzegać przed fotoradarami. Dzięki kompletnej bazie POI niektóre mapy informują nawet o tym, jakie w danym rejonie wykorzystywane są nieoznakowane radiowozy. Aktualizacja oprogramowania nie jest jednak tania, a trzeba ją przeprowadzać dość często, by mieć nadzieję na uniknięcie mandatu. Poza tym nie można liczyć na zgłoszenia kierowców; trzeba zaufać twórcom oprogramowania. Uniknięcie „suszarek” jest w tym przypadku dość iluzoryczne.
Pozostają jeszcze środki, które są zakazane. Dużą skutecznością mogą pochwalić się antyradary. Urządzenia te wykrywają wiązki mikrofal wykorzystywanych w fotoradarach i ręcznych miernikach prędkości. W przypadku fotoradarów, które działają w sposób ciągły, taki „gadżet” najprawdopodobniej ostrzeże kierowcę odpowiednio wcześnie. W przypadku „suszarek” uruchamianych spustem przez policjanta, by uniknąć mandatu trzeba wykazać się naprawdę szybką reakcją. Można również wyposażyć się w jammer, czyli urządzenie, które - zgodnie z opisem sprzedających – ma uniemożliwiać prawidłowe zmierzenie prędkości. Problem z jammerami polega jednak na tym, że nie udało nam się znaleźć obiektywnego testu udowadniającego ich skuteczność. Najprawdopodobniej więc zakup jednego z nich będzie po prostu wyrzuceniem niemałych pieniędzy w błoto.
Istnieje jeszcze jeden, rosyjski sposób unikania mandatów, którego jednak nikomu nie polecamy. Na wschodzie niektórzy widząc policjanta próbującego zatrzymać samochód, po prostu przyspieszają.
WP:
tb/