II Zlot Mitsubishi na 100. rocznicę marki
To największa społeczność skupiona wokół jednej marki samochodowej w Polsce. Jej miłośnicy spotkali się w Zawierciu na II Zlocie Mitsubishi. Ta duża i ciekawa impreza pozwoliła zrozumieć mi jedną rzecz.
Z czym kojarzy wam się Mitsubishi? No właśnie. Mi też z modelami, które albo już wyszły z produkcji, albo takimi, które niebawem prawdopodobnie wyjdą. Lancer Evolution to rajdowa legenda i historia zarazem. Pajero to jedna z najbardziej kultowych terenówek, ale jej kres wydaje się bliski. Pozostały SUV-y i crossovery, które choć pożądane, nie budzą dużych emocji. Pod warunkiem, że wokół tych aut nie ma ludzi.
Gdy się pojawiają, są też emocje. Tych nie brakowało na II Zlocie Mitsubishi w Zawierciu, na który zostałem zaproszony z jednej strony jako dziennikarz, z drugiej jako uczestnik. W ten sposób mogłem się wcielić w fana Mitsubishi i poczuć jak to jest być w rodzinie mitsumaniaków. Od razu zaznaczę, że do nich nie należę.
Być mitsumaniakiem
Ogromne banery czy nawet najciekawsze reklamy telewizyjne nie wywołują takich emocji jak zbudowanie wokół produktu społeczności. Mitsubishi może nie należy do marek, która co rok wdraża wielkie innowacje czy ma mocno rozbudowaną ofertę modeli, ale nie można powiedzieć, by polski importer miał zamknięte oczy i nie widział co się wokół niego dzieje.
Już w zeszłym roku wykorzystał ogromny potencjał jakim jest kilkutysięczna grupa entuzjastów, którzy nie wyobrażają sobie jazdy autem bez trzech diamentów na masce. Zorganizował imprezę na dużą skalę, w pełni profesjonalnie i tak, żeby uczestnicy czuli tę markę na każdym kroku. Więcej, bo nie zabrakło również ambasadorów marki – Maciej Stuhr i Anna Cieślak – a nawet samego prezesa MMC Car Poland - Yasuyuki Oyamy, swoją drogą niezwykle sympatycznego pana. Mitsubishi wykorzystało okazję i przypomniało o okrągłej rocznicy jaką było 100-lecie marki.
Zlot czy rajd?
Zlot to według mnie określenie pasujące bardziej do spontanicznych spotkań na dużej łące, po amatorsku, gdzie każdy robi co chce. W tym przypadku można mówić o organizacji przez duże O.
Kluczową częścią programu była rywalizacja, choć bardziej jako zabawa niż zawody. Każdy uczestnik brał w niej udział bez większych wymagań. Wystarczyło skromne wpisowe by wziąć udział w namiastce rajdu. Profesjonalny roadbook, numery startowe, lista zgłoszeń, odprawy - byłem bardzo zaskoczony, że w ten sposób podchodzi się do czegoś, co nazwano zlotem. Od strony organizacyjnej wszystko na serio, a od strony rywalizacji w pełni na luzie i rodzinnie, bo każdy kto miał, zabrał ze sobą dzieci.
Część sportowa rozpoczęła się wcześnie, bo o 8.00 i była dość wymagająca, zwłaszcza dla najmłodszych uczestników. Jednak nie zapomniano o nich i niemal na każdym postoju przygotowano dla nich atrakcje. Również dla dorosłych, którzy mierzyli się nie tylko w terenie czy trasie asfaltowej, ale także w konkurencjach jazdy sprawnościowej czy wykazujących sprawność fizyczną jak wyciskanie orurowania firmy Stiller. Przy okazji zwiedzanie interesujących, lokalnych miejsc i możliwość poznania pełnej gamy Mitsubishi.
Nie lada niespodzianką były nagrody. Nie banalne upominki, ale vouchery o wysokiej wartości, komplet opon czy tygodniowy test samochodu. Dla kogoś, kto nie ma do czynienia z autami prasowymi jak ja na co dzień, jest to naprawdę atrakcja.
Mój zlot
Jak już wspomniałem, byłem po części dziennikarzem, ale bardziej czułem się jak uczestnik. Od Mitsubishi na tę okazję dostałem model ASX 2.2 DID AWD w specyfikacji Ralliart, które pozwoliło mi i mojej rodzinie wystartować w klasie terenowo-turystycznej. Klasa terenowa była przeznaczona dla samochodów terenowych z konkretnymi oponami, natomiast turystyczna dla aut osobowych i SUV z napędem na jedną oś.
Pojazd jakim wystartowałem był idealny do wymagań jakie stawiała trasa. Wystarczył napęd na cztery koła by bez większego wysiłku przejechać wszystkie przeszkody, odnaleźć punkty, które trzeba było sfotografować oraz całkiem przyjemnie się bawić. Kluczem do startu w tej klasie nie jest jednak moim zdaniem napęd na cztery koła jak zaznaczył organizator, ale odpowiednio ukształtowany przedni zderzak. Pozwoliło to na kilkukrotne zarycie nim o podłoże bez żadnych uszkodzeń. Wierzcie mi, że wiele crossoverów poległo by na tej trasie właśnie z tego powodu.
Ostatecznie wynik był więcej niż satysfakcjonujący. Dzięki zaangażowaniu mojej żony i jej spostrzegawczości oraz nie popełnieniu ani jednego błędu w nawigacji, zdobyliśmy 2. miejsce w klasyfikacji dziennikarzy, co było dla mnie w pewnym sensie niespodzianką, ponieważ totalnie poległem na próbie płynnej jazdy z piłeczką.
Po rozdaniu nagród i udaniu się do hotelu poczułem na czym polega fenomen. 350 uczestników, 60 osób ze strony organizatorów, przedstawiciele marki, wszystkie samochody z oferty, możliwość jazdy każdym z nich, wiele atrakcji i rywalizacja sportowa – całość dosłownie za grosze. Koszt udziału to 130 zł za dorosłą osobę i 90 zł za dziecko.
To wszystko tworzy społeczność i atmosferę, jaką trudno sobie wyobrazić przy marce, która wydaje się być trochę szarą myszką polskiego rynku. Pozwala to zrozumieć, że markę można postrzegać inaczej niż tylko przez pryzmat modeli, które niekoniecznie muszą wywoływać emocje. Te można pobudzić w zupełnie inny sposób.