Trwa ładowanie...

Hybrydowa prawie terenówka od Lexusa

Hybrydowa prawie terenówka od Lexusa
d1nqluj
d1nqluj

Ci, którzy myślą o pojazdach z napędem hybrydowym, jako o ekologicznych samochodach dla grzecznych i statecznych gwiazd rodem z Hollywood, na pewno radykalnie zmienią spojrzenie na świat po jeździe RX400h.

Samochód zachowuje się, tak jakby pod maską miał zaprzęgniętych 400 lekko narwanych rumaków. Większość z nich, na szczęście żywi się zwykłą etyliną. Pozostałe natomiast zadowalają się tym, co praktyczni Japończycy schowali pod tylnymi siedzeniami, czyli czystą, ekologiczną energią elektryczną.

RX jest nowoczesny, nawet mimo tego, że technologia, którą wykorzystuje została wprowadzona trzy lata temu (pierwsze modele weszły do produkcji w 2005 roku). Jest na wskroś naszpikowany najnowocześniejszą technologią, która całe szczęście dotyczy nas jedynie w niewielkim stopniu. Chociaż po wejściu do środka można odnieść zgoła odmienne wrażenie.

Monumentalna środkowa konsola z olbrzymią liczbą przycisków zapowiada długą i żmudną naukę. Na szczęście wydając, co najmniej 240 tys. zł na nowe auto (wersja Classic, Prestige - 285 tys. zł), w salonie nas wszystkiego nauczą. A ta nauka może potrwać nawet 2 godziny. Jeśli jednak zdecydujemy się na używany to cena powinna wynieść około 100 tys. mniej.

d1nqluj

Po opanowaniu wszystkich funkcji samochodu możemy przejść do tego po co to auto kupiliśmy, czyli do używania go na co dzień. Niewątpliwe w naszej szarej rzeczywistości mało jest tak przyjemnych doznań takich jak cisza panująca po uruchomieniu "eriksa". Po przekręceniu kluczyka, o włączonym silniku informuje nas jedynie charakterystyczny "ping" i świecąca kontrolka "READY", która będzie nam towarzyszyć już zawsze podczas jazdy. Zaraz po uruchomieniu rozświetlają się przed nami trzy zegary. Centralnie umieszczony jest duży prędkościomierz z najwyższą wartością 240 km/h, której i tak nigdy nie uda nam się osiągnąć. Tuż pod zegarem mamy do wglądu mały wyświetlacz komputera, na którym znajdziemy, prócz całkowitego przebiegu naszego auta kilka bardziej lub mniej przydatnych, a nawet strasznych informacji. Przydatny jest niewątpliwe termometr... Nieprzydatny jest natomiast wskaźnik, który pokazuje, dzięki jakiemu silnikowi kręcą się koła.

Na niewielkim ekraniku wyświetlają się symbole silnika spalinowego i elektrycznego oraz koło wyposażone w charakterystyczną felgę. Jak jedziemy spokojnie, i to bardzo spokojnie od silnika elektrycznego do koła zmierza strzałka. Po mocniejszym wciśnięciu pedału gazu dołącza do niego spalinowa V6, od której symbolu również w stronę kół zmierza animowana strzałka. Kiedy puścimy pedał gazu strzałka zwróci swój bieg w stronę symbolu baterii, żebyśmy wiedzieli, że właśnie się ładują. Dokładnie tą samą informację znajdziemy na dużym, centralnym wyświetlaczu, tutaj animacja jest na wyższym poziomie graficznym, choć zupełnie nie wiadomo, po co.

"Straszną" informacją jest natomiast informacja o chwilowym zużyciu paliwa. Wartość, jaką potrafi wskazać to małe straszydło to nawet 100 l i nie zawsze trwa to tylko chwilę… Ta funkcja komputera potrafi załamać każdego ekologa, który był jeszcze przed chwilą miłośnikiem hybrydowego napędu. Najlepiej jednak jeździć z włączonym… termometrem. W zimie wiemy, co i jak na drodze, a w lecie można się rozkoszować miłym chłodem ze świadomością, że większość kierowców gotuje się w swoich samochodach. Miłe jest również to, że można wyłączyć to „cudo”.

Kolejny jest prawy zegar, który w naprawdę estetyczny sposób przekazuje nam kolejne bardziej lub mniej użyteczne informacje. Przydają się, informacje o poziomie paliwa w baku i temperaturze silnika. Ta ostatnia znalazła się tam chyba tylko z czysto tradycyjnych pobudek. W praktyce wskazówka ta okazuje się całkiem zbędna. Gdyby silnik się przegrzewał zawsze może zapalić się spory czerwony trójkąt na środkowym zegarze, a na wyświetlaczu pojawić napis "WARNING! Engine overheated!". Zupełnie jak wtedy, gdy kończy się kolejne 5 litrów płynu do spryskiwaczy, a nasz ulubiony wyświetlacz tym razem za nic nie daje się wyłączyć. Prócz tego, na prawym zegarze widzimy jeszcze położenie drążka skrzyni biegów. Zastanawiające jest to tym bardziej, że samego drążka podczas jazdy nie ma po co ruszać. Moc wszystkich 257 koni jest przenoszone na koła za pomocą bezstopniowej skrzyni E-CTV, drążkiem której porusza się na
konsoli środkowej naprawdę krętą ścieżką.

Ostatni z zegarów, ten po lewej stronie pokazuje nam zużycie energii podczas jazdy i wyświetla spory napis „READY”. W każdym tradycyjnym aucie benzynowym kierowca ma w tym miejscu obrotomierz. Tutaj, przy gładko pracującej skrzyni i bezbłędnym dawkowaniu mocy na każde koło wydaje się on zbędny.

d1nqluj

Dwa zegary na pewno były by mniej estetyczne niż trzy. Postanowiono, więc zapewne ze względów czysto estetycznych dodanie trzeciego. Koncepcja tego, co na nim się mieści nie wydaje się zbyt jasna. Na skali widzimy bowiem jedynie dwie liczby - 100 w połowie i 200 na końcu skali. Co one oznaczają - ciężko zgadnąć.

Dziwne jest to tym bardziej, że widlasta szóstka ma 211 koni mechanicznych, a dwa siniki elektryczne po 167 przedni i 68 tylny. Zegar ten wskazuje, więc chwilowe zużycie energii, które przy wskazaniu 200KW zmusi każdego do spokojnej jazdy. Taka jazda zaś przyniesie nam całkiem przyzwoity wynik. Przyjemność jazdy naprawdę zrywnym i porządnie przyspieszającym SUV-em opłacamy jedynie około 10,5 l benzyny na 100 km. Choć jest to wynik o dwa litry większy niż podaje producent i tak jest bardzo ekologiczny jak na tak duże, przestronne i moce auto.

Jeśli o mocy mowa to niewątpliwą zaletą napędu hybrydowego jest pełne wykorzystanie momentu obrotowego wszystkich trzech silników. Daje to nieprzyzwoicie przyjemne uczucie rozkoszy. To uczucie potrafi przebić nawet niechęć, jaką wzbudza na pierwszy rzut oka kierownica pochodząca wprost z Toyoty Corolli oraz plastik na konsoli środkowej, który również pochodzi z tej samej linii produkcyjnej co populana Toyota.

d1nqluj

Podsumowując auto należy raczej ocenić neutralnie. Za podobną, ba a nawet niższą o niebagatelną kwotę 40 tysięcy możemy kupić nowiutkiego Land Rovera Discovery. Fakt nie ma on może DVD, na którym i tak filmy możemy oglądać jedynie podczas postoju, niezbyt sprawnie działający GPS oraz pełną obsługę w wielu językach tylko nie po Polsku dostajemy w swoje władanie pojazd, którym nie tylko majestatycznie będziemy się przemieszczać po mieście ale również jak nam się zachce będziemy mogli prawie bezkarnie poszaleć w terenie.

Jakub Wielicki

d1nqluj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1nqluj
Więcej tematów