FSE-01 polski samochód niebawem w produkcji
Polski samochód elektryczny staje się rzeczywistością. Auto będzie produkowane w Bielsku-Białej na bazie wytwarzanego w Tychach Fiata 500, ma kosztować mniej niż 100 tys. zł i przejechać dystans 102 km do następnego ładowania akumulatorów. Rozpędzi się do 135 km/h.
Polskość tego samochodu nie jest stuprocentowa, ale w dużej mierze można o nim mówić polski. Co prawda szefem całego projektu jest Niemiec, Thomas Hajek i kapitał około miliona euro też jest niemiecki, jednak wytwarzany w tyskiej fabryce Fiata model 500, do którego instaluje się polski napęd elektryczny z Sosnowca to już sporo.
Fabryka Samochodów Elektrycznych (FSE) to nawiązanie do historycznej nazwy Fabryki Samochodów Małolitrażowych (FSM), gdzie produkowano m.in. maluchy czy wcześniej syreny. Jakby tego było mało, to właśnie w miejscu byłej FSM, na jej obrzeżach, powstała FSE. Ma stamtąd wyjeżdżać około 1000 aut FSE-01 rocznie.
Thomas Hajek zdradza sekrety decyzji dotyczących platformy pojazdu. Przypomina, że zbudowanie całkowicie nowej konstrukcji spełniającej standardy bezpieczeństwa jest niezwykle kosztowne. W branży motoryzacyjnej producenci aut posługują się od lat gotowymi platformami, a także innymi podzespołami. Tu wykorzystano gotowe auto. Gotowe nadwozie, podwozie i elementy wnętrza Fiata 500 po wyjeździe z fabryki w Tychach trafiają do Bielska-Białej, gdzie rozpoczyna się proces konwersji auta wyprodukowanego jako spalinowe na elektryczne.
Napęd jest polski, całość tworzy silnik elektryczny o mocy 45 kW (61 KM) i momencie obrotowym 120 Nm. Podobne parametry ma podstawowa wersja benzynowa Fiata 500 1,2. Auto może osiągnąć prędkość maksymalną 135 km/h, a jego maksymalny zasięg to 102 km. Przyspieszenie do 50 km/h trwa 6 s. Pojazd wyposażono w ogrzewanie i klimatyzację elektryczną.
Cena to mniej niż 100 tys. zł i porównując z istniejącymi na rynku ofertami, nie jest to dużo. Jednak są lepsze oferty. Wystarczy wspomnieć o Renault Zoe, które można kupić z miesięcznym najmem akumulatora za 89 900 zł. Nissan natomiast oferuje kompaktowego Leafa w cenie od 128 tys. zł. To w pełni funkcjonalny samochód z długim stażem na rynku i świetnym serwisem.
Thomas Hajek widzi to biznesowo nieco inaczej. Jego odbiorcami nie będą klienci prywatni, którzy patrzą na cenę i funkcjonalność auta, lecz firmy, dla których ważny jest całkowity koszt eksploatacji samochodu z ubezpieczeniem i tankowaniem. Przy założeniu, że we flotach pojawią się prywatne urządzenia do ładowania baterii, może się to bardzo opłacać. Nabywcy otrzymają do auta również system zarządzania flotą, aplikację na smartfony, możliwość finansowania zakupu samochodu oraz usługę mobilnego serwisu.
Co ciekawe, już znaleziono odbiorców dziesięciu sztuk FSE-01. Mają one trafić do wypożyczalni, ale nie wiadomo jakiej. Jest też opcja na kolejne 50 zamówień na rok 2018. Firma planuje także eksport zarówno do krajów Unii Europejskiej, gdzie użytkownicy elektrycznych samochodów mają pewne udogodnienia ze strony państwa, jak i na wschód.
Obecnie trwa przygotowanie linii produkcyjnej oraz prace nad pozyskaniem finansów na rozbudowę gamy. W planach jest także przygotowanie pięciu lub sześciu stacji serwisowych. Thomas Hajek mówi, że FSE-01 to dopiero pierwszy produkt, a kolejnym może być auto dostawcze z napędem elektrycznym. Złożono już wniosek o dofinansowanie unijne w wysokości 4,5 mln zł. Jeżeli uda się pozyskać fundusze, polskich aut na prąd może być więcej.
Moim zdaniem projekt zbudowania samochodu elektrycznego z wykorzystaniem gotowego pojazdu Fiata jest dobry. To lepsze niż kolejne – mówiąc brzydko – ulepione z niewiadomo czego konstrukcje, które zapowiada się przez kilka lat szkicami i dumnie brzmiącymi nazwami. Thomas Hajek zrobił polski samochód elektryczny bez szumu, bez głośnego PR-u, bez zapowiedzi, których nie jest w stanie zrealizować. Niestety to wciąż nie jest 100-procentowo polskie auto, ale takiego nigdy nie będzie. Jeżeli ma to dla was znaczenie, większość elementów FSM-01 jest wytwarzanych w Polsce.
Warto jeszcze wspomnieć o głównej postaci, czyli o twórcy tego projektu. Thomas Hajek z branżą motoryzacyjną ma do czynienia od ponad 20 lat. Do Polski zawitał po raz pierwszy w czasie, gdy Fiat przejmował fabrykę w Tychach i Bielsku Białej, czyli w 1992 roku. We włoskim koncernie pracował przez lata na różnych rynkach, kierował też sprzedażą Maserati w środkowej Europie. Po przygodzie z Fiatem pracował dla Mazdy, a także znanego producenta naczep Wielton. W 2013 roku stworzył spółkę Bemotion, która teraz przekształciła się w Fabrykę Samochodów Elektrycznych.