Polska jest w gronie państw Unii Europejskiej jednym z najbardziej niebezpiecznych pod względem ruchu drogowego. Zwykle odpowiedzialnością za taki stan rzeczy obarcza się nieodpowiedzialnych kierowców wręcz nałogowo łamiących wszelkie przepisy ruchu oraz fatalny stan wyeksploatowanych samochodów, którymi się oni poruszają. Okazuje się jednak, że spora część winy leży po stronie infrastruktury drogowej.
W 2013 roku na milion mieszkańców naszego kraju w wypadkach drogowych zginęło 87 osób. Spośród państw Unii Europejskiej gorzej jest tylko w Rumunii, gdzie współczynnik ten wyniósł 92 osoby. Dla porównania, w Czechach były to 63 ofiary, na Węgrzech 59, w Niemczech 41, a w Wielkiej Brytanii 29. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, za tak słaby wynik Polski po części odpowiada tragiczny stan dróg. Jedna piąta tras krajowych wymaga remontu, a na aż 3 tysiącach kilometrów występują koleiny. O tym, jak bardzo są one niebezpieczne, przekonał się każdy, kto podróżował taką drogą w deszczu lub po opadach śniegu. Odcinki te wymagają natychmiastowego remontu. Zamiast tego często stawia się jednak po prostu znaki ograniczające dozwoloną prędkość. Problemem jest również nieprawidłowe oznakowanie dróg. Częstym zjawiskiem jest nadmiar znaków, uniemożliwiający ich prawidłowe odczytanie, a więc i przestrzeganie.
Receptą NIK-u na poprawienie bezpieczeństwa zmotoryzowanych jest przede wszystkim budowa nowych, bezpiecznych dróg. Brakuje głównie dodatkowych pasów, które umożliwiają na pewnych odcinkach bezpieczne wyprzedzanie, bezkolizyjnych skrzyżowań, rond lub tzw. lewoskrętów z osobnymi światłami, świateł na przejściach, tam gdzie występuje duże natężenie ruchu, chodników wzdłuż dróg wiodących przez wsie i małe miasta, a także odseparowania ruchu pieszych i rowerzystów od ruchu samochodów w dużych miastach.
Źródło: NIK
tb/sj/tb, moto.wp.pl