"Europejczyk" czy tańszy "Azjata"?
Jeszcze do niedawna również w motoryzacyjnym światku wszelkie produkty pochodzące z Azji, za wyjątkiem Japonii oczywiście, uważane były za uosobienie miernej jakości wykonania i bardzo niskiej trwałości. Oczywiście niegdysiejsze pojazdy z Korei wyceniane były znacznie niżej od swych europejskich odpowiedników, przyciągając spore rzesze klientów skuszonych atrakcyjnym cennikiem i przyzwoitym wyposażeniem standardowym.
Stylistyka większości z nich, w oczach koneserów samochodowej sztuki, zakrawała o karykaturę i wypadek przy pracy. Podobny ogrom niedoróbek z dziedziny ergonomii, a przede wszystkim jakości zastosowanych materiałów i wykonania znajdowaliśmy w ich wnętrzach. Twarde, niezwykle podatne na uszkodzenia tworzywa sztuczne spasowano na „słowo honoru”, tworząc w ten sposób nader żywy stereotyp. Na domiar złego, auta z Półwyspu Koreańskiego nie grzeszyły przestronnością ani zaawansowaniem technicznym, znanym z Opli, VW, tudzież grupy PSA. Rdzewiejące na potęgę nadwozia wespół z kiepskimi układami jezdnymi, dopełniały całościowy, negatywny obraz. Dopiero ostatnimi czasy Kia i Hyundai rozpoczęły jakościowy pościg za Europą, wprowadzając do oferty dopracowane pod wieloma względami modele, wyceniane niemal na równi z renomowaną konkurencją. Pytanie tylko, czy kupując kilkuletnie, używane auto, warto zaoszczędzić kilka tysięcy złotych sięgając po tańszego „Azjatę”?
W polskich realiach samochody z segmentu C w większości przypadków, poza firmowymi flotami, dzielnie służą w gospodarstwach domowych. Każdego dnia dowożąc do pracy i szkoły oraz na wymarzone wakacje czteroosobowe rodziny. Wybór w tym segmencie skutecznie utrudnia bardzo szeroka paleta alternatywnych propozycji, z każdego zakątka globu. Ostatnimi czasy jednym z chętniej kupowanych koreańskich kompaktów jest Kia Cee’d, jakże rozpoznawalna dzięki policji eksploatującej funkcjonalne kombi SW i pięciodrzwiowe hatchbacki.
Polacy, skuszeni siedmioletnią gwarancją producenta, ochoczo kupują także używane egzemplarze licząc na spokojne użytkowanie. W opozycji do Kii, rynek wtórny oferuje między innymi Volkswagena Golfa piątej generacji od lat rywalizującego z Oplem Astrą o palmę pierwszeństwa w klasie. Wystarczy szybki przegląd portali aukcyjnych, by dostrzec wyraźną różnicę w cenie pomiędzy niemieckim wzorcem, a koreańskim przybyszem. Co ciekawe, Cee’d przeważnie kosztuje więcej niż wspomniana Astra III. Najchętniej poszukiwany Golf V z niezniszczalnym silnikiem diesla 1,9 TDI, wyprodukowany w 2007 roku kosztuje około 26-28 tysięcy złotych, natomiast Cee’d z porównywalnym silnikiem 1,6 CRDI 20-24 tysiące złotych. W przypadku cen części zamiennych rozbieżności są znikome, zapewniając, przynajmniej w teorii, jednakowe nakłady serwisowe. Podobnie kształtują się także wartości zużycia paliwa przez konkurujące ze sobą wersje silnikowe.
Niemniej, Volkswagen ma szereg innych zalet wartych tych kilku tysięcy złotych różnicy. Pierwszą z nich, z pominięciem wizerunku marki, jest trwałość mechaniki. Wyjątek stanowią silniki benzynowe 1,4 TSI oraz diesel 2,0 TDI trapione przez szereg wad konstrukcyjnych. W pozostałych przypadkach konstrukcje inżynierów VW sprawiają mniej problemów, a na dodatek lepiej znoszą słabej jakości paliwo. Kolejnych argumentów przemawiających za renomowanym kompaktem należy doszukiwać się w układzie jezdnym, jak i w jego wnętrzu.
Obydwie propozycje otrzymały wielowahaczowe zawieszenie osi tylnej, zestrojone stosunkowo sztywno. Dzięki temu prowadzenie Golfa czy Cee’da sprawia wiele przyjemności. Różnice widać dopiero na typowej polskiej drodze, gdzie koreański zestaw wyraźnie odstaje od europejskich standardów. Głośna praca, głuche stuki i dobijanie dochodzą do uszu podróżujących nawet w zadbanych egzemplarzach. W temacie przestronności możemy śmiało postawić znak równości. Nie da się jednak tego powiedzieć o jakości wykonania, która w przypadku Kii nadal pozostawia wiele do życzenia.
Znacznie więcej trudności w podjęciu decyzji o zakupie samochodu koreańskiego bądź europejskiego, napotkamy w grupie typowo miejskich aut. Segment A, bo o nim mowa, z uwagi na budżetowy charakter wszystkich graczy, wyrównuje szanse w rywalizacji o klienta. Nawet renomowani i słynący z materiałów wykończeniowych najwyższej jakości wytwórcy, korzystają z tanich plastików i prostych rozwiązań technicznych. Nic więc dziwnego, że modele z Azji z łatwością znajdują nabywców, często więcej niż kontynentalni oponenci. Ciekawym przykładem zaciętej rywalizacji o klienta, także na rynku wtórnym, jest Fiat Panda drugiej odsłony i Kia Picanto I.
Produkowana w Polsce Panda, szlagier włoskiego koncernu, do zakończenia produkcji w 2012 roku znalazła niemal 2,2 miliona nabywców. Co przynajmniej w kwestii wielkości produkcji deklasuje produkowane w Korei Picanto. Porównywalne gabaryty wzbogacone zgoła odmienną prezencją, przyciągają uwagę przeważnie płci pięknej - ceniącej łatwość parkowania i zakupową przydatność. W kwestii cen różnice są stosunkowo niewielkie, Picanto z 2007 roku kupimy około 1-2 tysięcy taniej niż Pandę w porównywalnej konfiguracji.
Wnętrze obydwu mieszczuchów z łatwością zmieści dwoje dorosłych, na płaskich fotelach z podstawową regulacją. O wygodzie jazdy na kanapie, na dłuższą metę, nie ma nawet co dyskutować. Deficyt miejsca na nogi zniechęci każdego rosłego amatora podróży. Podobnie wąskie nadwozia zmuszają nas do jazdy ramię w ramię, w akompaniamencie przeważnie trzeszczących plastików. Stojące na pierwszym planie oszczędności wymusiły użycie wspomnianych, twardych i tandetnych tworzyw podatnych na zarysowania. Tutaj nieznacznie wygrywają włoskie materiały wykończeniowe, lepiej znoszące lata użytkowania. Zdaniem specjalistów, mechaniczna strona Pandy i Picanto przedstawia podobny poziom awaryjności, trwałości i cen części zamiennych. Niemniej, ogromna popularność Fiata znacznie ułatwia eksploatację i serwisowanie Pandy. Potrzebne podzespoły bez problemu dostaniemy praktycznie w każdym mieście, czego nie można powiedzieć o Kii. Najpoważniejszą przywarą Picanto jest korozja atakująca progi i nadkola, problem niemal obcy Pandzie.
Kupno używanego samochodu nigdy nie było i nie będzie łatwym procesem. Mnóstwo wątpliwości towarzyszących każdej propozycji, skutecznie skłania większość kierowców ku renomowanym producentom, którzy zapewniają względną pewność. W opozycji do nich, od kilku lat śmiało poczynają sobie koreańskie wyroby prezentujące coraz wyższą jakość, przy dosyć atrakcyjnej cenie zakupu. O ile w kompaktowej klasie rezygnacja z kupna VW Golfa, czy Opla Astry na rzecz Kii Cee’d, nie ma większego sensu i ekonomicznego uzasadnienia, o tyle pośród aut miejskich nie odczujemy braków jakościowych, ani technologicznej różnicy. Nieco inaczej przedstawia się sytuacja w przypadku nowych pojazdów, gdyż Koreańczycy coraz skuteczniej doganiają europejską konkurencję.
Piotr Mokwiński, moto.wp.pl
sj