Samochody napędzane czymś innym niż produkty ropopochodne to nie tylko rozważania, ale już wymóg motoryzacji. Najszybciej tym paliwem przyszłości został prąd. Ale czy auta elektryczne faktycznie będą miały rację bytu?
Auta napędzane silnikiem elektrycznym to już chleb powszedni. Kilku producentów oferuje takie pojazdy w swojej sieci i w wielu zakątkach świata - tych bardziej technologicznie rozwiniętych - są one w powszechnym użyciu. Ich historia sięga zarania motoryzacji, bo już u schyłku XIX w, zasilany prądem La Jamais Contente jako pierwszy złamał barierę 100 km/h i dzierżył ówczesny rekord prędkości. Dopiero 4 lata później pokonał go parowy Gardner-Serpollet.
Teraz samochody zasilane energią z akumulatorów mają wyprzeć smrodliwe spalinowce, ale na razie ciężko idzie im zdobywanie przyczółków. Powodów tego trzeba szukać przede wszystkim w kosztach, jakie taka rewolucja ciągnie za sobą. Spójrzmy, jakie są zalety elektrycznych aut, a jakie mają wady?
Nie spalają paliwa i są czyste „emisyjnie” – to pierwszy argument zwolenników proekologicznej motoryzacji. Do lamusa odchodzi silnik spalinowy, konieczność zużycia nieodnawialnych paliw kopalnych i spaliny z rury wydechowej.
Oszczędza pieniądze – energia elektryczna jest tańsza, samochód sam w sobie także powinien być mniej finansochłonny w eksploatacji, bo m.in. nie ma spalinowego silnika, wymagającego olejów, smarów i częstszego niż elektryczny motor serwisowania. Jest bezpieczniejszy od tradycyjnego auta. Brak paliwa mogącego się zapalić w razie kolizji czy wypadku, a konstrukcja auta elektrycznego (EV) pod względem bezpieczeństwa, jest identyczna z tą w zwykłym samochodzie.
Jest cichy. Nie ma kłopotu z naruszaniem norm hałasu, jedyny dźwięk, to szum toczących się opon.
A co na to mówią przeciwnicy?
Wymaga potężnej infrastruktury, której zbudowanie będzie kosztowało krocie. Stacje ładowania prądem stanowią obecnie o możliwościach poruszania się aut elektrycznych, bo mają relatywnie niewielki zasięg. Jeśli siatka jest dziurawa, nie ma mowy o dłuższych wyjazdach takim samochodem.
Długi czas ładowania akumulatorów. Przy prądzie sieciowym liczący się w godzinach. To bardzo duży mankament.
Auta elektryczne w dużej masie będą wymagały mnóstwa energii. Obecnie jest na świecie ponad miliard 200 tys. samochodów spalinowych wszelkiego typu. Próba zastąpienia ich autami elektrycznymi doprowadziłaby do deficytu energetycznego całej planety. Poza tym, pokrycie takiego zapotrzebowania na energię w sposób konwencjonalny, przyczyniłoby się do drastycznego zwiększenia zanieczyszczenia środowiska (pomijając fakt, że z obecnie dostępnych na ziemi zasobów litu – podstawy do produkcji akumulatorów litowo-jonowych - można wyprodukować ok 1 miliarda 40-Watowych akumulatorów, a potrzeba ich o wiele więcej).
Produkcja samochodów elektrycznych i akumulatorów wcale nie jest ekologiczna. Związki chemiczne i pierwiastki wykorzystywane do produkcji nowoczesnych akumulatorów nie są obojętne dla środowiska naturalnego. A według obecnych szacunków, trwałość wykorzystywanych przez auta EV baterii, w najlepszym razie osiąga 10 lat. Po tym okresie należy je wymienić na nowe, a zużyte w jakiś sposób przechować, a następnie zutylizować.
Są ciche. Piesi nie słyszą nadjeżdżającego samochodu, przez co wzrasta zagrożenie na drogach.
Te wszystkie za i przeciw dotyczą oczywiście elektrycznej motoryzacji w globalnej skali i są przede wszystkim rozważaniami teoretycznymi. Na co dzień wystarczy, że właściciele aut elektrycznych muszą zmagać się ze źle zaparkowanymi, zwykłymi autami i brakiem punktów ładowania. Tak, jak ma to obecnie miejsce chociażby w Warszawie. Choć w stolicy jest kilka miejsc, gdzie za darmo można naładować akumulatory, w praktyce okazuje się to trudne. Dodatkowo przepisy wcale nie zachęcają do użytkowania elektrycznych samochodów.