Cztery biegi w 2016 roku, czyli przyszłość według Lexusa
*Agresywna stylistyka, nowy napęd hybrydowy i szereg nietypowych rozwiązań technicznych – oto oręże Lexusa w walce z niemiecką konkurencją. *
W Europie sytuacja Lexusa przedstawia się jednak nieco inaczej. Choć w 2015 roku na Starym Kontynencie sprzedało się najwięcej Lexusów w historii (63 759 sztuk), marka ta nadal ma tu charakter niszowy. Winę ponosi częściowo konserwatywny charakter, zachowawcza stylistyka (choć są wyjątki, jak np. NX) i osobliwa charakterystyka pracy napędu hybrydowego. To wszystko ulegnie jednak zmianie – zapowiada to nowy model LC, który mogliśmy obejrzeć z bliska jeszcze przed jego europejską premierą w Genewie.
LC brzmi tajemniczo, ale znaczy po prostu „Luxury Coupe”. Został zbudowany w oparciu o nową, tylnonapędową platformę o oznaczeniu GA-L, na której prawdopodobnie będą bazować kolejne generacje modeli GS i LS. Historia modelu LC zaczęła się już 2012 roku, kiedy to zaprezentowano koncept LF-LC. Kierownictwo zdecydowało o wprowadzeniu go do produkcji, z jednym zastrzeżeniem – wersja seryjna musiała być w możliwie największym stopniu zbliżona do konceptu. Bardzo często zdarza się, że zapowiadający się obiecująco koncept traci cały swój urok po wprowadzeniu do produkcji. Dzieje się tak z dwóch powodów – często futurystyczny wygląd nie pozwala spełnić obowiązujących przepisów homologacyjnych, a jeszcze częściej winni są księgowi. Po podliczeniu kosztów okazuje się, że wymyślne kształty i egzotyczne materiały będą zwyczajnie zbyt drogie w produkcji, aby całość opłacała się producentowi.
W przypadku modelu LC uderzającą prezencję konceptu udało się przemycić aż do modelu produkcyjnego. Samochód na żywo robi jeszcze większe wrażenie niż na zdjęciach. Optycznie auto wydaje się niewielkie, ale w rzeczywistości jest ogromne – rozstaw osi wynosi aż 287 cm. Dla obniżenia masy i środka ciężkości maska, błotniki i kielichy przedniego zawieszenia wykonano z aluminium, zaś dach, tylną klapę i szkielety drzwi z włókna węglowego. Za dopłatą można będzie dokupić felgi z kutego aluminium. Co ciekawe, najmniejsze obręcze mają rozmiar 20 cali(!), opcjonalnie można zamówić felgi większe o jeden cal. Wnętrze jest futurystyczne, ale i dopieszczone do granic możliwości. Pod względem jakości materiałów i spasowania poszczególnych elementów niemiecka konkurencja mogłaby się dużo nauczyć od Japończyków.
Aż 90 proc. Lexusów sprzedawanych w Europie to hybrydy, więc w gamie - obok stworzonego głównie na rynek amerykański pięciolitrowego V8 - nie mogło zabraknąć również tego źródła napędu. Model hybrydowy nosi oznaczenie LC 500h i będzie pierwszym Lexusem, w którym zostanie zastosowany nowy zespół napędowy o nazwie Multi Stage. Składa się on z 3,5-litrowego, benzynowego silnika V6 o mocy 299 KM oraz silnika elektrycznego o mocy 60 KM. Łączna moc układu wynosi 359 KM. Oba silniki połączone są przekładnią planetarną, zaś za przenoszenie mocy na tylne koła odpowiada nowa, czterostopniowa przekładnia automatyczna. Tak, to nie błąd – skrzynia ma tylko cztery fizyczne przełożenia, ale inżynierowie odpowiedzialni za opracowanie układu zapewnili nas, że cztery biegi w połączeniu z wysokim momentem obrotowym wystarczą w zupełności. Na razie musimy wierzyć im na słowo – pierwsze egzemplarze trafią bowiem do salonów dopiero wiosną, ale jesteśmy dobrej myśli, bo Lexusowi do tej pory rzadko zdarzały się wpadki. Osiągi są
zresztą obiecujące, gdyż auto przyspiesza do setki w czasie poniżej pięciu sekund.
Co ważne, nowa skrzynia ma wyeliminować nieprzyjemne wycie przy rozpędzaniu. Stosowana obecnie we wszystkich hybrydowych Lexusach skrzynia CVT sprawia bowiem, że podczas przyspieszania obroty silnika stale utrzymywane są na jednym poziomie aż do osiągnięcia żądanej prędkości. Pogarsza to komfort akustyczny i tworzy wrażenie braku połączenia między pedałem gazu a silnikiem. A szkoda, bo poza tym hybryda ma niemal same zalety – jest oszczędna i szybka, a silnik elektryczny odciąża spalinowy tam, gdzie warunki są dla niego najmniej korzystne, czyli przede wszystkim w miejskich korkach. Inżynierowie Lexusa zapewnili nas również, że nowy układ hybrydowy będzie przynosił też większe korzyści przy prędkościach autostradowych. Cóż, pojeździmy - zobaczymy. Warto jeszcze wspomnieć, że wariant z konwencjonalnym silnikiem V8 wyposażony jest standardowo w automat o… 10 przełożeniach.
LC ma rywalizować m.in. z BMW serii 6 i Mercedesem klasy S Coupe. Producent spodziewa się, że w USA samochód będzie sprzedawał się niemal wyłącznie z silnikiem V8, zaś w Europie proporcja ma być odwrotna (na korzyść hybrydy). Cena obu wariantów ma być zbliżona i będzie oscylować wokół 500 tys. zł (na rynku polskim nie została jeszcze ustalona).
Przy okazji pokazu modelu LC mogliśmy zobaczyć także po raz pierwszy w Europie koncept LF-FC, zapowiadający kolejne wcielenie flagowego modelu LS. Tutaj Japończycy szykują prawdziwą rewolucję – w 2020 roku w gamie znajdzie się bowiem wariant napędzany wodorem. Ten rodzaj napędu idealnie sprawdza się w dużych samochodach, gdyż łatwiej pomieścić w nich spore zbiorniki wodoru. Tu ciekawostka: te w nadchodzącym LS-ie będą wykonane z włókna węglowego i dla ochrony przed ewentualnym rozerwaniem będą dodatkowo powleczone włóknem szklanym wzmacnianym włóknem węglowym. Jak widać, producent traktuje kwestię bezpieczeństwa śmiertelnie poważnie. Nowy LS z napędem wodorowym będzie też wyposażony w napęd na cztery koła realizowany z pomocą trzech silników – dwa znajdą się przy przednich kołach, zaś trzeci będzie napędzał tylną oś. Na pokładzie znajdzie się cała masa systemów umożliwiających autonomiczną jazdę, zaś urządzenia pokładowe będzie można obsługiwać również gestami.
Przyszłość zapowiada się zatem obiecująco, ale patrząc na LC 500h trudno oprzeć się wrażeniu, że teraźniejszość wcale nie jest mniej atrakcyjna.
Mateusz Klimek