Występująca w Polsce ogromna rozbieżność pomiędzy zarobkami pracujących w różnych zawodach sprawia, że politycy od lat nie podnieśli kwot mandatów. 500 zł, jakie przewiduje taryfikator za najbardziej rażące naruszenie przepisów, nie każdego odstrasza. Dodatkowo wielu kierowców po prostu nie wierzy w to, że za swoje wykroczenia może otrzymać karę. W końcu o patrolu policji można dowiedzieć się z radia CB lub telefonicznej aplikacji, a pomalowane na żółto fotoradary są widoczne z daleka. Tymczasem mandat można otrzymać nawet jeśli w pobliżu nie ma ani mundurowych, ani urządzeń należących do ITD.
Do policji trafia coraz więcej amatorskich nagrań przedstawiających łamanie przepisów drogowych przez kierowców. Zdarza się, że takie materiały dostarcza mundurowym operator monitoringu miejskiego lub rozwijanego w Polsce systemu ITS, ułatwiającego sterowanie działaniem sygnalizacji świetlnych. Najczęściej jednak pochodzą one z rejestratorów jazdy montowanych na szybach samochodów. Zazwyczaj dotyczą one nieprawidłowego wyprzedzania, wymuszeń pierwszeństwa, czy wjazdu na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Jeśli wideo, na którym widać ewidentne łamanie przepisów, trafia do policji, traktowane jest jako dowód w sprawie. Autor filmu zazwyczaj zostaje powołany na świadka, a dzięki uwiecznionym rejestracjom pojazdów, policja ma szansę dotrzeć również do innych osób, które widziały zdarzenie. Jeśli tylko numery rejestracyjne samochodu sprawcy są czytelne, ma on nikłe szanse na uniknięcie odpowiedzialności i wcale nie musi skończyć się na mandacie.
Nagrania, które trafiają na policję, dotyczą najczęściej zachowań skrajnie nieodpowiedzialnych i po prostu niebezpiecznych. W takich wypadkach policja, oprócz kary pieniężnej, może zastosować niezwykle popularny ostatnio środek - zatrzymanie prawa jazdy. Zgodnie z sugestią komendanta głównego policji, począwszy od kwietnia 2014 r., mundurowi w ciągu miesiąca zatrzymują liczbę praw jazdy zbliżoną do wyników za cały 2012 czy 2013 rok. Dokument z policyjnych rąk trafia do sądu, gdzie w ciągu tygodnia od interwencji policji sprawa musi być rozpatrzona. Jeśli sędzia przychyli się do wniosku funkcjonariuszy, kierowcę czeka rozprawa. Jeśli będzie miał inne zdanie, sprawa kończy się na mandacie, a sprawcy wykroczenia oddane zostanie prawo jazdy. Nawet w tym drugim przypadku wszystko trwa zwykle od dwóch do trzech tygodni.
Bywa i tak, że na podstawie nagrania kierowcy można postawić zarzuty karne. Niestety część zmotoryzowanych nie potrafi zapanować nad sobą w sytuacji stresowej. Wśród nagrań zdarzają się i takie, na których wykroczenie lub nawet zwrócenie komuś uwagi na nieodpowiedzialny styl jazdy kończy się pobiciem. W takim przypadku przesłanie filmu na policję może skończyć się dla sprawcy więzieniem.
Dla piratów drogowych, nie tylko tych, którzy przekraczają dozwoloną prędkość, idą chude lata. Zgodnie z zapowiedzią komendanta głównego policji w najbliższym czasie w każdej komendzie wojewódzkiej zostanie powołany zespół, którego zadaniem będzie eliminowanie niebezpiecznych kierowców. Osoby takie będą nie tylko karane mandatem, ale też zatrzymaniem prawa jazdy. Funkcjonariusze, którzy będą zajmować się wyłącznie takimi przypadkami, mają poruszać się nieoznakowanymi radiowozami z wideorejestratorami. Dzięki dostępowi do policyjnych baz danych będą mogli szybko sprawdzić, czy wobec zatrzymanego nie zastosowano zakazu prowadzenia pojazdów i jaka jest jego historia wykroczeń drogowych. Te informacje mają mieć wpływ na decyzje mundurowych co do dalszego postępowania. Sprawcy wyjątkowo rażących naruszeń przepisów mają być dodatkowo kierowani na badania psychologiczne. Ich negatywny wynik może skutkować bezwzględnym odebraniem prawa jazdy.
Na tle Europy Zachodniej Polacy mają wiele do nadrobienia. Chodzi nie tylko o infrastrukturę drogową, ale też o mentalność kierujących. Nasi zmotoryzowani muszą wyrobić w sobie szacunek do prawa i przede wszystkim innych uczestników ruchu, dla których nasze nieodpowiedzialne zachowanie za kółkiem może być śmiertelnym zagrożeniem.
tb, moto.wp.pl