Rządowe zabiegi powstrzymania panicznych zakupów benzyny w Wielkiej Brytanii z powodu obaw przed strajkiem kierowców cystern przyniosły niewielki efekt, mimo że perspektywa strajku oddaliła się i nie ma pewności, czy w ogóle do niego dojdzie.
Media informują o kolejkach przed stacjami benzynowymi, zwłaszcza w Coventry i Liverpoolu. W niektórych punktach sprzedaży paliwa zabrakło, inne wprowadziły racjonowanie, a jeszcze inne nie obsługują klientów, którzy wydają mniej niż 25 funtów, by zniechęcić kupujących małą ilość na zapas.
Sytuacja w sobotę wydaje się stopniowo normalizować w porównaniu z czwartkiem, gdy sprzedaż benzyny bezołowiowej sięgnęła 172 proc. powyżej normy, i piątkiem, gdy była o 57 proc. wyższa niż zazwyczaj; w przypadku oleju napędowego popyt wzrósł o 77 proc. w czwartek i 29 proc. w piątek.
W Yorku dotkliwych oparzeń na 40 proc. powierzchni ciała doznała kobieta, przelewając benzynę z jednego pojemnika do drugiego w kuchni w czasie, gdy miała włączony gaz. Inna kobieta nalewała na stacji benzynę do szklanego flakonu, który jej się stłukł, powodując rozlanie benzyny - donoszą media.
Organizacja zrzeszająca kierowców AA i resort ds. energetyki i zmian klimatu zaapelowali w sobotę do kierowców o zdrowy rozsądek i powrót do dotychczasowych zwyczajów kupowania benzyny.
Związek zawodowy Unite, zrzeszający 2 tys. kierowców cystern, wykluczył strajk w okresie świąt i od poniedziałku zamierza przystąpić do rozmów z pracodawcami za pośrednictwem niezależnego arbitrażu ACAS. Kierowcom zaoferowano wysokie wynagrodzenie za pracę w nadgodzinach przy uzupełnianiu braków paliwa na stacjach.
Za paniczne wykupywanie benzyny wielu wini rząd, który jeszcze przed ogłoszeniem przez związek zawodowy GMB wyników tajnego głosowania w sprawie strajku zapowiedział, że do rozwożenia benzyny użyje wojska. Następnie zwołał posiedzenie sztabu antykryzysowego Cobra i przystąpił do szkolenia 80 kierowców RAF-u.
Za PR-owską porażkę rządu uznawana jest wypowiedź ministra ds. gabinetu Francisa Maude'a, który zalecił, by kierowcy wykupili na zapas benzynę i trzymali ją w kanistrach w garażu.
Wypowiedź tę skomentowano w nieprzychylnym dla ministra tonie jako przejaw arogancji ludzi z wyższych sfer społecznych opartej na założeniu, że w W. Brytanii posiadanie garażu i kanistrów na benzynę jest czymś oczywistym. Tymczasem jest to przywilej mniejszości. Ogromna większość posiadaczy aut parkuje samochody pod gołym niebem przed domem lub na ulicy.
PR-owska porażka okazała się dla rządu tym dotkliwsza, że dopiero co został on oskarżony o to, że bije po kieszeni ludzi pracy, wprowadzając 20-procentową stawkę podatku VAT od gorących przekąsek na wynos, takich jak zapiekane kiełbaski w cieśnie czy kornwalijskie pierogi. Wcześniej opinia publiczna bez entuzjazmu przyjęła budżet zamrażający ulgę podatkową dla emerytów i zmniejszający najwyższą stawkę od przychodów osobistych dla najlepiej sytuowanych.
Od sugestii Maude'a odcięli się też strażacy i eksperci bhp, zauważając, że chomikowanie benzyny może mieć nieprzewidziane i groźne skutki, a poza tym jest niezgodne z prawem, jeśli przechowuje się więcej niż 10 litrów (co odpowiada ledwie ok. 1/3 baku). Skrytykowali ją nawet niektórzy politycy rządzącej partii konserwatywnej, sugerując, że rząd po części ponosi winę za ogólne zamieszanie.
- Mam wrażenie, że rząd chciał odwrócić uwagę opinii publicznej od afery lobbingowej (uzyskiwania dostępu do najważniejszych osób w rządzie w zamian za wpłatę na fundusz partyjny), budżetu i podatku od gorących przekąsek, ale zamiast wystudzić sytuację podgrzał ją jeszcze bardziej - powiedział agencji Press Association konserwatywny poseł Bernard Jenkin.