Ben Collins: perfekcyjny kierowca wie, że nigdy wszystkiego nie opanuje
- Lepiej być Bondem czy Stigiem?
- Wspaniale być jednym i drugim. Jestem szczęściarzem, bo miałem taką okazję. Pracowałem przy trzech filmach o Bondzie i kocham każdą z chwil spędzonych na planie tej serii. Wielkie filmy to wielkie budżety, dostajesz zatem więcej drogich zabawek. Oczywiście, nie byłem Jamesem Bondem, a jedynie kierowcą odpowiedzialnym za sceny kaskaderskie z udziałem superagenta. Rola Stiga to także wyjątkowy czas w moim życiu, a zarazem trudny - być znaną postacią przez osiem lat, a jednocześnie pozostawać całkowicie anonimowym. Obie te role miały swoje zalety, były fantastycznymi doświadczeniami, a przede wszystkim - wiązały się z bardzo ostrą jazdą, a właśnie ją lubię najbardziej.
- Najtrudniejsza scena za kierownicą, jaką kiedykolwiek musiałeś zrobić w filmie?
- To było w szóstej części "Szybkich i Wściekłych". Musieliśmy driftować dwoma samochodami - tuż obok siebie, z bardzo dużą prędkością - na Picadilly Circus, w samym sercu Londynu. To wymagało ogromnej koncentracji, bo na chodnikach zgromadziły się tłumy. Ekipa kontrolowała ludzi, my musieliśmy się skupić na prowadzeniu samochodów. To było naprawdę ekscytujące.
- Czujesz czasem strach?
- Nigdy. Czasami to problem, bo przecież trzeba mieć zdrowy rozsądek. Doświadczenie nauczyło mnie, kiedy być ostrożnym. Gdy miałem 5 lat, rozbiłem się na płocie małym ciągnikiem John Deere. Myślałem, że umiem go prowadzić, ale miałem za krótkie nogi, by dosięgnąć nimi hamulca. Jako nastolatek wciąż nie miałem pojęcia, jak łatwo można spowodować wypadek, byłem beznadziejny i całkowicie nieodpowiedzialny. Zaliczyłem kilka kraks. Uczyłem się, popełniając głupie błędy. Dlatego napisałem książkę: "Jak prowadzić". Chciałem podzielić się tym, czego się nauczyłem od takich idiotów jak ja, ale też od mądrych ludzi, by pomóc innym stać się lepszymi kierowcami.
- A zatem, jak prowadzić?
- Patrzeć daleko przed siebie. Większość kierowców obserwuje tylko to, co się dzieje przed maską. W ten sposób, nigdy nie zobaczą, co się za chwilę wydarzy. To może oznaczać, że uderzy w nich rozpędzony autobus, na drogę wybiegnie pies... Naucz się obserwować otaczający cię świat i łagodnie traktować samochód. Mnóstwo ludzi tego nie robi. Gdy masz szeroko otwarte oczy i gładko prowadzisz - zaoszczędzisz paliwo i z pewnością się nie rozbijesz. Perfekcyjnym kierowcą staniesz się wtedy, gdy zrozumiesz, że nigdy się wszystkiego nie nauczysz.
- Najlepsze, najłatwiejsze i najtrudniejsze do opanowania samochody z jakimi miałeś do czynienia?
- Do najłatwiejszych i najlepszych zaliczam Ferrari 458 i F40, Porsche Carrerę GT, a także Lexusa LFA. Wśród najtrudniejszych na pierwszym miejscu jest Koenigsegg, miałem z nim dużo przygód i zabawy, bo jest bardzo narowistym samochodem.
*Na Torze Poznań, podczas imprezy Lexus Driving Emotions, jeździłeś modelem RC F. *
- To auto dość tradycyjne. Wciąż używają tu wolnossącego silnika V8, a wielu producentów już od tego ucieka w stronę turbo i rozbudowanej elektroniki, która ma kontrolować dosłownie wszystko. W RC F-ie lubię też to, że słyszysz brzmienie ośmiu cylindrów i możesz odłączyć kontrolę trakcji, a także kontrolować stopień, w jakim w twoją jazdę zaingeruje komputer, dozując przyjemność z jazdy.
- Łatwo go opanować?
Jest bardzo łatwy w prowadzeniu, ma duży zapas przyczepności i jest dość łagodny. Zawieszenie pozwala wyczuć, jakie ma zamiary. Nawet gdy dotrzesz do granicy przyczepności opon, on wciąż z tobą współpracuje. Najważniejsze, że cały czas czujesz przez kierownicę, co w danym momencie się dzieje. Wiele samochodów z elektrycznym wspomaganiem nie daje na ten temat żadnych informacji, ma "martwy" układ kierowniczy. Niezależnie, czy masz doświadczenie jak ja - albo nigdy przedtem nie prowadziłeś takiego samochodu - najwięcej informacji przechodzi przez kierownicę. Lexus RC F naprawdę dobrze współpracuje z kierowcą.
- Na Torze Poznań jeździłeś nim u boku polskiej zawodniczki.
- Ścigaliśmy się z Klaudią Podkalicką. Mój był RC F był biały, Klaudia jechała czarnym. Prezentowaliśmy maksymalne możliwości naszych samochodów. Jazda wymagała dużej precyzji, bo ścigaliśmy się w niewielkiej odległości, pędząc w poślizgu klamka w klamkę i zderzak w zderzak.
- Co byłemu Stigowi najbardziej przypadło do gustu za kierownicą tego auta?
- Automatyczna skrzynia. Bardzo bezpośrednia, nie muszę z nią walczyć, by wybrać bieg, który chcę. Pod tym względem jest naprawdę świetna. Wiem, że bardzo trudno skalibrować system sterowania biegami. Ścigaliśmy się przez pięć dni, koło przy kole, na wysokich obrotach, korzystając z pełnej mocy silników i hamulców, a skrzynie biegów okazały się całkowicie bezbłędne. To robi wrażenie.
Źródło: Mototarget.pl
ll