Zieloni chcą zakazu sprzedaży aut spalinowych w Niemczech
Niemiecka partia Zieloni na swoim zjeździe podjęła uchwałę, że będzie dążyć do zakazu sprzedaży samochodów spalinowych od 2030 roku. Miałoby to dotyczyć zarówno silników wysokoprężnych jak i benzynowych.
O propozycji zakazu sprzedaży samochodów spalinowych w Niemczech od 2030 roku mówi się już od pewnego czasu. Posiadająca proekologiczny program partia Zieloni teraz ustanowiła z tego kluczowy punkt swoich postulatów. Ograniczenie miałoby dotyczyć jedynie rynku pierwotnego, czyli sprzedaży nowych aut. Pośrednio taka zmiana znacząco wpłynęłaby również na polski rynek.
W 2015 roku aż 45 proc. używanych samochodów przyjechało do nas z Niemiec, a to oznacza, że zakaz sprzedaży aut spalinowych u naszych zachodnich sąsiadów wyczerpałby to źródło. Co więcej, brak nowych samochodów tego typu oznaczałby również wzrost zainteresowania autami używanymi w Niemczech, a zatem wyższe ceny. Wydaje się również prawdopodobne, że Niemcy mogą sami zacząć sprowadzać starsze pojazdy z innych krajów, gdy nie będą mogli kupić ich u siebie. Wszystko to spowoduje najpewniej spory wzrost cen i wyschnięcie najważniejszego źródła pojazdów z drugiej ręki trafiających do Polski.
Czy wprowadzenie zakazu w Niemczech sprawi, że zmienią się również preferencje polskich kierowców? Na to nie ma co liczyć. Wśród samochodów bezemisyjnych możemy wybrać pomiędzy modelami elektrycznymi i tymi z ogniwami paliwowymi. Sieć stacji pozwalających naładować akumulatory lub uzupełnić zapas wodoru nie powstanie jednak z dnia na dzień. Oznacza to, że Polakom dokonującym zakupu na rynku wtórnym, zostaną auta krajowe lub pochodzące z tych państw, które nie zdecydują się na tak drastyczne ograniczenie.
Niemcy nie są pierwszym krajem, w którym proponuje się zakaz sprzedaży samochodów spalinowych. W połowie 2016 roku o możliwości ustanowienia takiej regulacji mówiło się w Norwegii, a kilka miesięcy wcześniej w Holandii. W obydwu przypadkach zakładano, że zakaz miałby obowiązywać od 2025 roku, a więc pięć lat wcześniej, niż proponują Niemcy. Norwescy politycy z pomysłu szybko się wycofali, uznając, że lepiej stosować marchewkę w postaci dopłat niż kij w formie zakazów. W Helsinkach władze miejskie dążą zaś do tego, by od 2025 roku zupełnie wyeliminować ruch prywatnych samochodów w mieście.
Pozostaje jednak pytanie, czy taki plan, jaki zakładają Zieloni, jest w ogóle możliwy do zrealizowania. Samochody elektryczne na akumulatory i te napędzane dzięki ogniwom paliwowych cały czas mają wiele wad. Największą z nich jest zdecydowanie wyższa cena. Np. Nissan Leaf jest w Polsce wyceniony na 128 tys. zł, czyli dwa razy drożej niż spalinowy Pulsar. Również wodorowa Toyota Mirai jest dużo droższa od spalinowego odpowiednika, a nawet hybrydowego Priusa. Do tego dochodzi kwestia infrastruktury. W przypadku wodoru cały czas są problemy z jego produkcją na większą skalę. Także samochody elektryczne wymusiłyby zbudowanie dodatkowych elektrowni. Trzeba też pamiętać o specyfice Niemiec. U naszych zachodnich sąsiadów bardzo wiele osób pokonuje długie trasy dzięki rozbudowanej sieci autostrad. Oznacza to, że samochody elektryczne wymuszałyby nawet dwie długie przerwy na naładowanie
akumulatorów, a to znacząco opóźniałoby dotarcie do celu.
Zatem plan partii Zieloni jest nie tylko ambitny, ale też kontrowersyjny i prawdopodobnie niemożliwy do wykonania – przynajmniej w tak krótkim terminie jak najbliższych kilkanaście lat.
sj, Wirtualna Polska