Wydech jak miotacz ognia. Tak wygląda tuning, który poszedł o krok za daleko
Każdy region na świecie ma nieco inną scenę tuningową. Czasem nawet projekty z naszego własnego podwórka wyglądają egzotycznie. Mam jednak wrażenie, że nigdzie tunerzy nie mają tyle fantazji, co we wschodniej części Azji. Dzisiejszy przykład pochodzi z Malezji, choć wygląda bardziej, jakby przyjechał prosto z piekła.
USA i Europa obfitują w odważne projekty. To prawda. Jednak mało który dorasta chociaż do pięt "odwagą" nie tylko pojedynczym samochodom, ale całym stylom tuningowym. Najlepszy przykład stanowi tu japońskie bosozoku:
Myślicie, że to już za dużo? Musicie więc poznać inny japoński styl - tym razem poświęcony samochodom ciężarowym. Nazywa się dekotora i wywodzi się z z północno-wschodniej Japonii, gdzie w ten sposób już w latach 70. swoje ciężarówki modyfikowali rybacy.
Tym razem naszą uwagę przyciągnął projekt, który powstał w stolicy Malezji - Kuala Lumpur. Pod względem estetyki - walory są tu, przynajmniej na tym etapie - niemal żadne. Wyróżnia się jedynie karykaturalnie długa końcówka układu wydechowego wyprowadzona w górę.
Autor tego projektu to warsztat SAM Workshop. Sądząc po jego fanpage'u, specjalizuje się głównie w modyfikacjach stylistycznych oraz... montowaniu na wydechach miotaczy płomieni. Projekt, który obiega media społecznościowe w ogromnym tempie (32 tys. udostępnień, 2,1 mln wyświetleń 20 lutego), na razie pozbawiony jest body kitów, barwnych grafik i efektownych felg. Samochód został jedynie wyposażony w miotacz ognia, zamontowany na końcu układu wydechowego. Przy każdym dociśnięciu gazu prawdopodobnie dawkowana jest dodatkowa porcja benzyny, wtryskiwana w wydech lub przy samej jego końcówce. Kilkumetrowe płomienie pozostawiają w powietrzu wielkie kręgi z dymu, które bez wątpienia widoczne są w całej okolicy.
Trwa ładowanie wpisu: facebook