Wojna o patent zderzaka Łągiewki
Kiedy w połowie lat 90. pewien polski konstruktor zaprezentował rewolucyjny zderzak pochłaniający energię, wydawało się, że czeka nas rewolucja w motoryzacji. Nic podobnego jednak nie nastąpiło, a teraz Polak musi walczyć o uznanie praw do własnego wynalazku.
Fiat 126p z przodem zaadaptowanym do potrzeb tajemniczego zderzaka z prędkością 30-40 km/h uderzał w masywną przeszkodę. O dziwo samochód pozostawał jednak cały, podobnie jak jego kierowca. Próbę można było więc wielokrotnie powtarzać ku uciesze zgromadzonych gapiów. Tak w skrócie opisać można prezentację "zderzaka Łągiewki", jaką telewizja pokazywała w połowie lat 90. Ówczesne doniesienia medialne nie pozostawiały wątpliwości – niedługo dzieło Polaka stanie się początkiem rewolucji w motoryzacji, a koncerny samochodowe będą biły się o prawa do wynalazku znad Wisły. Stało się jednak inaczej. Naukowe autorytety szybko zaczęły podważać realność wynalazku. Krytycy zwracali uwagę na brak przygotowania akademickiego wynalazcy i to, że urządzenie, by pracować zgodnie z deklaracjami wynalazcy, musiałoby łamać niektóre uznane prawa fizyki.
Na uznanie wynalazku Łągiewki trzeba było czekać lata. Dziś o zderzaku mówi się jako o przyszłości w dziedzinie zabezpieczania nabrzeży portów i uderzających w nie podczas cumowania dziobów statków. Zderzak Łągiewki ma też znaleźć zastosowanie w budowie przyjaznych kierowcy przydrożnych barier. Co ciekawe, przed laty zderzak Łągiewki stał się obiektem zainteresowania Wojskowych Służb Informacyjnych. Jak informuje Rzeczpospolita, wojskowy wywiad uznał wynalazek za ważny dla obronności kraju, dlatego też zarekwirował wynalazcy dokumentację zderzaka i kilka jego prototypów. Po likwidacji WSI materiały zaginęły, co dodatkowo utrudniło starania o patent.
Tymczasem od 2008 r. bliźniacze rozwiązanie gości w bolidach F1 ze stajni McLaren, ale tam znane jest... jako dzieło pewnego profesora z Cambridge. Jak informuje Rzeczpospolita, Malcolm Smith przed kilkoma laty zaprezentował urządzenie działające na zasadzie bardzo zbliżonej do zderzaka Łągiewki. Jednak to Brytyjczykowi udało się go opatentować. Wnioski patentowe Polaka z roku 1995 i 1996 zostały zaś odrzucone ze względu na uchybienia w opisie wynalazku.
Okazuje się jednak, że urządzenie zgodne z ideą Łągiewki działa. Zasada działania zderzaka polega na zastosowaniu przekładni i rotora. Energia kinetyczna uderzenia jest przekazywana do przekładni, która wprawia w ruch wirnik. Przekazana mu energia jest stopniowo i bezpiecznie rozpraszana. Co ważne, układ taki mimo niewielkiej masy własnej potrafi rozproszyć duże siły, może więc być skuteczny przy uderzeniach ciężkich obiektów z dużymi prędkościami. W Formule 1 pomysł ten jest wykorzystywany w konstrukcji zawieszenia i ma dawać przewagę nad innymi zespołami.
Trwa spór patentowy pomiędzy Lucjanem Łągiewką i naukowcem z Cambridge. Sytuacja Polaka jest o tyle trudna, że – jak pisze Rzeczpospolita – Malcolm Smith opatentował już swoje dzieło w USA, Japonii i Europie. Oczekiwaną pomoc Polak otrzymał jednak ze strony Szwedzkiego Królewskiego Instytutu Technologicznego oraz polskiego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, które uznają prawa Łągiewki do wynalazku. Dodatkowo Ministerstwo Nauki przekazało 10 mln zł na postępowanie przed Europejskim Urzędem Patentowym. Jest więc szansa na wygraną, na werdykt trzeba będzie jednak poczekać do przyszłego roku.
tb/mw/mw