Volkswagen T-Roc - SUV wielkości Golfa, za którym kolejka stoi jak za Ferrari
Cała grupa VAG nie zwalnia w tempie wprowadzania na rynek nowych crossoverów i SUV-ów. Do gry właśnie wchodzi nieduży T-Roc. By sprawdzić jak jego flagowa, 190-konna wersja z napędem 4Motion sprawdza się na śniegu, udałem się w przykryte grubą warstwą białego puchu Alpy.
Już na starcie mógłbym zakończyć ten tekst gratulacjami dla austriackich służb drogowych. Chociaż w lasach i na poboczach ściany śniegu sięgają trzech metrów, drogi są odgarnięte do gołego, czarnego asfaltu. Dopiero dwa dni po moim odlocie z Austrii spadła dodatkowa porcja śniegu, która postawiła prawdziwe, zimowe wyzwania przed T-Rokami.
Nie znaczy to jednak, że z małego SUV-a nie dało się na krętych, austriackich serpentynach skorzystać. Przeciwnie. W praktyce, nie oszukujmy się, niewiele osób charakternego crossovera z Niemiec wykorzysta, by eksplorować bezdroża. Z pewnością wiele T-Roków zjedzie z asfaltu, ale mało który właściciel będzie miał większe oczekiwania offroadowe, niż drogowe.
Na suchym asfalcie T-Roc pokazał, że mimo muskularnego nadwozia i nieco podbitego prześwitu, wciąż blisko mu do przysadzistych, klasycznych aut kompaktowych. SUV Volkswagena, zanim zaczął piąć się po czarnych, asfaltowych serpentynach, pokazał co potrafi ze 190-konnym silnikiem na niemieckich autobahnach. Samochód bardzo pewnie prowadził się nawet przy 180 km/h i wciąż zachowywał wigor. 2-litrowy, turbodoładowany silnik benzynowy bez dużego wysiłku pchał miejskiego SUV-a naprzód.
Zobacz Volkswagena T-Roka na śniegu:
Hałas pojawia się w T-Roku przy prędkościach autostradowych typowych dla raczej polskich ograniczeń niż niemieckich. Jest to jednak głównie szum opływającego auto powietrza. Silnik pracuje kulturalnie nawet przy wyższych prędkościach.
Na autostradzie bardzo dobrze spisywał się też adaptacyjny tempomat w połączeniu z systemem utrzymywania pasa ruchu. Przy dużych prędkościach wszystko dzieje się bardzo szybko, więc chwila nieuwagi to tak naprawdę znacznie więcej niż kilkadziesiąt metrów przejechanych w rozproszeniu.
W końcu na horyzoncie poza pozornie bezkresnymi autostradami pojawiły się kręte, górskie drogi. Szybko przekonałem się, że T-Roc jest bardzo dobrze wyważony i zaskakująco dobrze trzyma się asfaltu, która narzuca mu kierowca, nawet jeśli zakręt wydaje się za ciasny, jak na daną prędkość.
W trybie Sport DSG przerzuca biegi później – pozwala odetchnąć silnikowi pełną piersią na wysokich obrotach. Jednocześnie żwawiej przeprowadza kickdown, gdy po chwili marazmu na prostej, przychodzi do dohamowania, redukcji i ponownego szybkiego wyjścia z łuku.
Z punktu widzenia kierowcy – znowu muszę to przyznać, wbrew temu, co pisałem jeszcze nie tak dawno temu, świetnie spisują się cyfrowe zegary. Nasi stali czytelnicy wytkną mi hipokryzję – w końcu dopiero co narzekałem, że tylko klasyczne rozwiązania analogowe dają wysoką czytelność. W praktyce zegary w pełni analogowe zachowały już tylko jedną przewagę – są mimo wszystko bardziej eleganckie, jeśli są ładnie zaprojektowane.
W praktyce, w samochodach dla mas, które mają być przede wszystkim praktyczne i przy tym, współcześnie, także bardzo nowoczesne, zegary cyfrowe są niezastąpione. Można je personalizować, dostosowywać wyświetlane treści oraz sposób ich prezentacji. Jeśli nie zdecydujecie się na topową odmianę T-Roka, będziecie musieli zapłacić dodatkowo za Active Info Display 2050 zł. Sporo, ale to jeden z tych dodatków, na który warto wyłożyć dodatkową kwotę.
Czy w Polsce najmniejszy (przynajmniej na razie – wkrótce pojawi się jeszcze mniejszy model) crossover Volkswagena zostanie dobrze przyjęty? Odpowiedź już znamy i brzmi – tak. W tej chwili na najmocniejsze wersje silnikowe trzeba czekać nawet pół roku. Pozostaje więc liczyć na to, że to, czego chcemy, znajdziemy w zasobach dilerów.
Co ciekawe, nowy model Volkswagena wcale nie jest tanim autem. Ceny T-Roka zaczynają się od 78 390 zł, za które dostaniemy litrowy motor benzynowy o mocy 115 KM. Na plus przemawia sparowana standardowo z tym motorem skrzynia 6-biegowa. W podstawie oferowane są między innymi tylne lampy LED, światła do jazdy dziennej LED, czujnik deszczu, lusterko z funkcją automatycznego przyciemniania, klimatyzację, radio i Bluetooth.
To uczciwy zestaw, ale Golf, który jest podobny pod względem gabarytów, a oferuje większy bagażnik, startuje od 67 990 zł. Jak wiać po wynikach sprzedaży – to nie przeszkodziło klientom w wyborze droższego, ale bardziej stylowego T-Roka.