ViaTOLL: ćwierć miliona kary w trzy miesiące
Elektroniczny system poboru opłat okazuje się dla kierowców droższy i bardzo kłopotliwy. Problemem są horrendalne kary, które grożą im za finansowe niedopatrzenie. Sprawująca nad systemem kontrolę Inspekcja Transportu Drogowego tak interpretuje przepisy prawa, by karać użytkowników dróg jak najwyższymi mandatami. Przykładem takiego postępowania może być mieszkaniec Starogardu Gdańskiego, któremu za kilkunastokrotne przejechanie fragmentu autostrady A1 i trójmiejskiej obwodnicy naliczono karę w wysokości ponad 250 tys. złotych.
Pan Tomasz ze Starogardu Gdańskiego, bohater jednego z programów stacji TTV, ma nie lada problem. Może stracić dorobek całego życia przez własne niedopatrzenie i nieludzkie, zorientowane na wystawianie jak najwyższych mandatów, postępowanie ITD. W ciągu trzech miesięcy, kilkunastokrotnie dojeżdżał do Gdyni, gdzie ma rodzinę. Rzecz w tym, że w podróż wybierał się jedynym pojazdem jaki posiadał - samochodem dostawczym o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 3,5 tony.
Takie auto podlega obowiązkowi wnoszenia opłat za korzystanie z niektórych dróg krajowych, ekspresowych i autostrad. Pan Tomasz, zgodnie z przepisami, wyposażył się w urządzenie viaBOX, które montuje się za szybą, by umożliwić ustawionym przy drogach bramownicom automatyczne naliczanie należności. Płatność w systemie viaTOLL można uiszczać "z dołu", otrzymując comiesięczne faktury lub w systemie pre-paid, który nie wymaga gwarancji bankowej lub poręczenia.
Pan Tomasz wybrał drugi z tych sposobów i dokonał przedpłaty. Póki na koncie były pieniądze, wszystko odbywało się bez zakłóceń. Potem system zaczął wystawiać mandaty. Łącznie chodzi o kary za przejechanie pod 86 bramownicami viaTOLL. Każde takie wykroczenie karane jest mandatem w wysokości 3 tys. zł. Łącznie daje to ponad 250 tys. zł. Jak twierdzi mężczyzna, w tym czasie nie otrzymywał od ITD żadnych upomnień czy wezwań do uzupełnienia konta. Co więcej, co miesiąc przychodziły do niego rachunki, z których wynikało, że pieniądze z przedpłaty jeszcze się nie skończyły. O tym, że wpadł w poważne tarapaty, dowiedział się podczas kontroli drogowej przeprowadzonej przez funkcjonariusza ITD, gdy poinformowano go o zaległościach na ćwierć miliona złotych.
Oczywiście można powiedzieć, że mężczyzna sam jest sobie winny. Pozostają jednak poważne wątpliwości. Przepisy dotyczące kar za niewniesienie opłaty przejazdowej mówią, że mandat powinien być wręczany za przejazd drogą krajową bez uiszczenia opłaty. Inspekcja Transportu Drogowego interpretuje ten przepis w ten sposób, że kara naliczana jest za każdą bramownicę. W efekcie za kilkunastokilometrową jazdę jedną drogą krajową można dostać kilka mandatów na kwotę kilkunastu tysięcy złotych.
Dodatkowe kontrowersje budzi zapis, że za korzystanie z dróg bez wniesienia opłaty odpowiada kierowca, a nie właściciel samochodu. Stawia to w trudnej sytuacji kierowców zawodowych, którzy nie mogą być pewni, że ich pracodawca wpłacił na konto odpowiednio wysoką kwotę. Co więcej, w Polsce przejazd pod bramownicą przy niewystarczających środkach od razu kończy się wysoką karą. W wielu państwach Europy system informuje o tym fakcie, a kierowca ma kilka lub kilkanaście godzin na uzupełnienie stanu konta. Wątpliwości budzi też wysokość kary - 3000 złotych - w porównaniu z mandatem za zagrażające życiu przechodniów wyprzedzanie na przejściu dla pieszych wycenione w taryfikatorze na 500 złotych.
W przypadku bohatera tej historii gigantyczna kara najprawdopodobniej nie zostanie wymierzona w całości. To jednak tylko jeden przypadek z setek, a może nawet tysięcy, jakie mają miejsce w Polsce. Sytuacja nie zmieni się, póki ITD oraz ministerstwo transportu nie zmienią zasad korzystania z systemu viaTOLL na bardziej przyjazne kierowcom.
Źródło: TTV
tb/sj/tb, moto.wp.pl