Nadal cztery osoby - poszkodowane w wyniku wypadku polskiego autokaru w Niemczech - są w bardzo poważnym stanie - poinformował premier Donald Tusk. Dodał, że póki co nie ma pewności, że liczba ofiar śmiertelnych nie wzrośnie. W szpitalu Tusk spotkał się z trojgiem lżej rannych. Po rozmowie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel premier pojechał na lotnisko i jeszcze dzisiaj wróci do kraju.
- W tej chwili nie chciałbym dawać stuprocentowej nadziei, że już nie będzie więcej ofiar; niektóre osoby są w ciężkim stanie - powiedział Tusk. Podkreślił, że stan czterech osób jest bardzo poważny.
- W tej chwili możemy tylko powiedzieć, że mamy nadzieję, że nikt więcej życia nie straci - dodał Tusk.
Premier podziękował wszystkim służbom zaangażowanym w akcję ratowniczą i opiekę nad poszkodowanymi. Jak dodał, osoby, które odwiedził, bardzo wysoko oceniły opiekę lekarską, jaką im zapewniono.
Tusk powiedział, że polskie władze i służby dyplomatyczne udzielą poszkodowanym i krewnym ofiar wszelkiej pomocy. - Chcemy zadbać, by wszyscy mieli poczucie bezpieczeństwa - zapewnił.
- Po pierwszym raporcie od premiera Brandenburgii i służb mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o kwestie pomocy, ratunku - to jest bez zarzutu - dodał.
Pytany o poszkodowanych, mówił, że "są w szoku, są załamani ilością ofiar". - To była jedna grupa przyjaciół, znajomych z jednego środowiska, więc przeżywają bardzo - dodał.
- Ci pacjenci, których miałem okazję obejrzeć, nie są w złym stanie, opuszczą szpital po kilku godzinach. Sami uważają opiekę w tym szpitalu za bardzo przyjazną i fachową - mówił. - Na razie chcemy - polska ambasada, przy pomocy naszych kolegów niemieckich - zadbać o to, by wszyscy w szpitalach mieli pełne poczucie bezpieczeństwa. Po wyjściu ze szpitala będą pod opieką ambasady - dodał.
Premier oświadczył, że nie ma "nic do zakomunikowania oficjalnie na temat przyczyn wypadku". - Pasażerowie, z którymi rozmawiałem, mówią, że i kierowcy i autokar byli w dobrej formie. Było dwóch kierowców zgodnie z przepisami. Wiele na to wskazuje, że przyczyną była kolizja z drugim pojazdem, a nie błąd polskiego kierowcy czy usterki techniczne. Ale to nie jest żadne definitywne rozpoznanie. Polskie i niemieckie służby będą oczywiście prowadziły dochodzenie - dodał.
Szefowi polskiego rządu towarzyszyła minister zdrowia Ewa Kopacz, a także premier Brandenburgii Matthias Platzeck.
- Umówiliśmy się z panem Platzeckiem, ordynatorem tego szpitala, ambasadorem, że wszyscy, którzy są w szpitalu, a także ci, którzy zostaną dzisiaj zwolnieni, będą pod stałą opieką. Zapewnimy im oczywiście powrót i pomoc rodzinom, na razie przede wszystkim chcemy dostarczyć maksymalnie szybko informację - mówił Tusk.
Jak poinformował Platzeck, ranni w katastrofie polskiego autobusu trafili do 15 szpitali.
Minister zdrowia Ewa Kopacz pytana o to, czy - ewentualnie, ze względu na barierę językową - polscy lekarze będą musieli przyjechać do Niemiec, odparła: nie, w tym wszystkim będą uczestniczyć pracownicy konsulatu - tak jak w przypadku tej trójki, którą przed chwilą odwiedziliśmy.
- Niezależnie od tego, każda decyzja lekarska dotycząca wypisu naszych polskich pacjentów będzie ustalana poprzez konsulaty i dalsza droga powrotu również jest w rękach pracowników konsulatu - podkreśliła.
Jak dodała nawet pacjenci w lżejszym stanie "są zaopatrzeni prawidłowo, są monitorowani, tak jak gdyby byli na salach intensywnej opieki, mają pełną, profesjonalną opiekę".
Pytana o to, czy ciała ofiar będą identyfikowane przez rodziny zmarłych na miejscu, powiedziała, że zależy to od "procedury, która obowiązuje w danym kraju". - Wiemy tylko, że w (...) zakładzie medycyny sądowej te ciała zostały złożone - powiedziała.
Liczba ofiar śmiertelnych niedzielnego wypadku wzrosła do 13 - jedna osoba zmarła w szpitalu.
Polska ambasada w Berlinie uruchomiła specjalne linie telefoniczne dla bliskich ofiar wypadku polskiego autokaru w Niemczech. Informacje są udzielane pod numerami telefonów: +49 30 22 31 32 04, +49 30 22 31 32 05, + 49 30 22 31 32 01.