Prezydent Barack Obama polemizował 15 marca z zarzutami Republikanów, że jego polityka energetyczna jest przyczyną wzrostu cen benzyny. Wskutek wysokich cen paliw spadły ostatnio notowania Obamy w sondażach.
Przemawiając w jednej z uczelni w Waszyngtonie Obama kpił ze swoich republikańskich krytyków nazywając ich "Towarzystwem Wiary w Płaską Ziemię" gdyż lekceważą perspektywy, jakie jego zdaniem stwarzają alternatywne źródła energii.
- Nie podoba się im energia wiatrowa ani słoneczna. Stroją żarty z biopaliw. Byli przeciwko podniesieniu norm oszczędności paliwa. Myślę, że lubią po prostu te paliwożerne samochody - powiedział prezydent.
Przypomniał, że wbrew sugestiom opozycji, Stany Zjednoczone wydobywają teraz znacznie więcej ropy naftowej niż kilka lat temu i powiedział, że za jego rządów czterokrotnie zwiększyła się liczba odwiertów naftowych.
Tego samego dnia czołowy kandydat Partii Republikańskiej (GOP) do nominacji prezydenckiej Mitt Romney obwinił Obamę za rosnące ceny benzyny.
Według Romney'a, prezydent "nie prowadzi polityki, która przekonałaby świat, że Ameryka będzie krajem niezależnym od energii z zagranicy".
Kandydat GOP wypomniał mu, że zwlekał ze zniesieniem moratorium na wydobycie ropy z dna Zatoki Meksykańskiej po katastrofalnym wycieku ropy w 2010 r. Krytykował też za zakaz budowy ropociągu Keyston z Kanady do Teksasu.