Producent Arrinery zaprezentował materiał, który odsłania kulisy powstania filmu promującego polski supersamochód.
Po obejrzeniu zamieszczonego wyżej klipu można odnieść wrażenie, że twórcy filmu włożyli w jego powstanie niemalże tyle wysiłku, ile projektanci odpowiedzialni za ostateczny kształt Arrinery. Oczywiście, sama historia kręcenia filmu i metody, którymi posłużyli się jego twórcy, to dla nas zagadnienia znacznie mniej interesujące, niż sam samochód. Pojazd, który po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć podczas prezentacji w pierwszej połowie czerwca 2011 r., powstał dzięki wspólnej pracy Polaków i Brytyjczyka Lee Noble’a. Choć złośliwi nie omieszkali zauważyć, że polskie auto przywodzi na myśl samochody Lamborghini, nie zmienia to faktu, że pod względem obiecywanych przez producenta osiągów Arrinera będzie mogła współzawodniczyć z pierwszą ligą sportowych samochodów.
Pod maską Arrinery znalazł się silnik V8 o pojemności 6.2 l i mocy 650 KM oraz momencie obrotowym 820 Nm. Dzięki niskiej masie ograniczonej do 1300 kg samochód osiąga 100 km/h w 3,2 s., a do 200 km/h w 14,3 s. Maksymalna prędkość Arrinery ma wynieść 340 km/h. Nabywca polskiego „bolidu” będzie mógł wyposażyć swoje auto w elementy nadwozia i wnętrza wykonane z włókna węglowego lub Kevlaru, a nawet kamerę termowizyjną, której zadaniem będzie wykrywanie pieszych w warunkach słabej widoczności. Podstawowa cena Arrinery ma zamykać się w kwocie 509 tys. zł.
Jeszcze kilka lat temu myśl o polskim supersamochodzie była równie egzotyczna, jak pomysł stworzenia na wyspie Wolin plantacji bananów. Dziś można mieć graniczące z pewnością przekonanie, że pojazd ten powstanie, i choć będzie dostępny tylko dla garstki wybrańców losu, powinniśmy być z niego dumni.
tb/