Silniki benzynowe bez downsizingu
Mniejsze, ale czy lepsze?
Jeszcze kilka lat temu nikogo nie dziwiły rodzinne samochody wyposażone w benzynowy silnik o pojemności 1,8 lub 2 litrów.
Jeszcze kilka lat temu nikogo nie dziwiły rodzinne samochody wyposażone w benzynowy silnik o pojemności 1,8 lub 2 litrów. Śrubowanie norm emisji spalin zmusiło jednak producentów do konstruowania jednostek napędowych, w których ważniejsze od trwałości jest niskie spalanie, uzyskiwane w znormalizowanym cyklu laboratoryjnego pomiaru. Właściwie wszystkie firmy sukcesywnie włączały więc do oferty jednostki napędowe o małych pojemnościach, które mogły zastąpić te większe, dzięki wykorzystaniu doładowania.
Konstrukcjom takim nie można odmówić kilku zalet. Główną z nich jest pokaźny moment obrotowy i niski zakres, od którego jest on dostępny. Przy bardzo delikatnym obchodzeniu się z pedałem przyspieszenia silniki takie okazują się również dość oszczędne, choć nie jest to zasadą. Doładowane jednostki zaskakują również elastycznością. Są jednak i wady. Turbina jest urządzeniem o określonej żywotności, a dodatkowo wymaga odpowiedniej troski - na przykład schładzania po jeździe na wyższych obrotach. W silnikach z turbo, zamiast częstego w konstrukcjach wolnossących paska rozrządu, mamy do czynienia z łańcuchem. W wielu przypadkach, wbrew zapewnieniom producenta, wymaga on okresowej wymiany. W przeciwnym razie ryzykujemy uszkodzeniem jednostki napędowej. Efekt jest taki, że silnik skonstruowany w myśl idei dowsizingu w większym stopniu naraża nas na nieplanowaną wizytę u mechanika.
Jeśli chcemy kupić auto z tradycyjnym, wolnossącym motorem benzynowym, możemy napotkać pewne trudności. O ile w segmencie aut miejskich propozycje tego typu ma w zasadzie każdy producent, to w przypadku modeli kompaktowych i większych wybór jest już ograniczony. Na kolejnych slajdach prezentujemy ofertę polskiego rynku w najważniejszych segmentach.