Range Rover i Jeep Grand Cherokee – kultowe SUV-y dla... pechowców
Jeśli szukasz stosunkowo taniego i wygodnego auta terenowego, to z pewnością prędzej czy później trafisz na jeden z tych modeli. Szybko zauważysz, że ceny są atrakcyjne, a przy okazji auta są bardzo wygodne na co dzień. I do tego kultowych marek. Nic tylko kupować i... płakać.
Koszty utrzymania obu modeli są niewspółmiernie wysokie do ich ceny. Możecie wierzyć w różne legendy, ale płacąc mniej niż 20 tys. zł za Range Rovera lub Grand Cherokee, musicie prędzej czy później przygotować drugie tyle. Jeśli nie na pakiet startowy, czyli najważniejszy serwis po zakupie, to na jakieś naprawy.
Z tych dóch modeli bezpieczniejszym wyborem jest regularnie psujący się, ale dość przewidywalny Jeep. Serwis i ceny części są niższe, a jeśli znajdziecie dobrego fachowca, w końcu dojdziecie z autem do ładu. Najważniejsze to regularna obsługa i naprawianie wszystkiego kompleksowo, a nie jak to się z reguły robi – po łebkach.
Prawdziwą bombą zegarową jest natomiast używany, kilku- czy kilkunastoletni Range Rover. Model P38 (pierwszy nowoczesny), to w ogóle ruletka. Na szczęście auta sukcesywnie trafiają w dwa miejsca, w które powinny – na złom i w ręce osób, które wiedzą z czym mają do czynienia.
Niestety rolę P38 zaczyna przejmować trzecia generacja (L322), którą już można kupić za mniej niż 30 tys. zł. Warto przy tym aucie pamiętać o jednej złotej zasadzie – pomimo aktualnej ceny rynkowej, jest to wciąż samochód, który nowy kosztował pół miliona złotych. Zastanów się pięć razy, czy stać cię na jego utrzymanie.