Pan Sławomir z Gdańska w lutym 2007 na portalu aukcyjnym Allegro kupił dwuletniego seata alhambrę - siedmioosobowe auto z alufelgami, napędem na cztery koła, klimatyzacją, ABS i poduszkami. Skorzystał z opcji "kup teraz", czyli bez licytacji, za cenę wskazaną przez sprzedawcę. Sprzedawca - podpisujący się jako "Kościelny30", był kolegą pana Krzysztofa z Koniakowa, właściciela seata. Początkowo wystawił auto za prawie 75 tys. zł. Ale kiedy chętnych nie było, zmienił ofertę i w polu ceny wpisał "do negocjacji". Musiał jednak podać konkretną kwotę, wpisał więc złotówkę. Po kilku minutach znalazł się chętny.
„Szukałem dostawczego busa, ale kiedy zobaczyłem seata z opcją "kup teraz" za złotówkę, nie wahałem się ani sekundy. Może gość wygrał w totka? Różne gratki zdarzają się na Allegro - opowiada pan Sławek.
Po chwili obie strony zostały poinformowane, że doszło do transakcji za złotówkę. Portal Allegro uznał transakcję za zawartą, bo tak mówi regulamin aukcyjny. Kupiec auta nigdy nie odebrał, choć 1 zł wysłał przekazem pocztowym. Sprawę oddał do sądu, by ten przesądził, czy doszło do sprzedaży. Sprawa wydawała się prosta. Rok temu sąd w Warszawie przyznał, że wygrana licytacja w Allegro to umowa kupna-sprzedaży ze wszystkimi konsekwencjami. Nakazał oferentowi sprzedać jeepa grand cherokee z 2000 r. za wylicytowane 23 tys. zł, choć na rynku wart był co najmniej dwa razy więcej. Nie pomogło tłumaczenie sprzedawcy, że zapomniał podać ceny minimalnej, a poza tym zepsuł mu się modem i nie mógł tego skorygować przed końcem aukcji.
Przypadkiem gdańszczanina zajął się sąd w Cieszynie.