Kurczące się złoża surowców mineralnych oraz drożejące paliwo sprawiają, że dni klasycznych źródeł napędu wydają się być policzone. Rozwiązaniem może być zasilanie energią elektryczną.
Tesla Roadster powstaje w niewielkiej fabryce w Kalifornii. Płyta podłogowa wykazuje pokrewieństwo z ultralekkim Lotusem Elise. Pod efektownie stylizowaną karoserią skryto najnowocześniejsze rozwiązania techniczne. Najwięcej pracy zajęło przygotowanie baterii. Składa się z 6 831 ogniw litowo-jonowych, które ważą łącznie 450 kg. Ładowanie do pełna trwa 3,5 godziny, a żywotność układu jest szacowana na 160 000 kilometrów.
Zmagazynowana energia trafia do centralnie umieszczonego silnika o mocy 248 KM, który potrafi się wkręcać aż na 13 500 obr./min. Do ostrego sprintu spod świateł wystarczy jedynie zdecydowane dociśnięcie gazu, gdyż Tesla Roadster nie posiada pedału sprzęgła. Wyjątkowo korzystnie przebiegająca krzywa momentu obrotowego sprawia, że kierowca zostaje natychmiastowo wciśnięty w fotel. 240 Nm jest dostępne od minimalnych obrotów silnika. W rezultacie zgrabny roadster potrafi osiągnąć „setkę” w okrągłe 4 sekundy i przyśpieszyć do 210 km/h.
W pełni naładowana bateria pozwoli na pokonanie 320 kilometrów, co w przeliczeniu na zużycie benzyny oznaczałoby spalanie na poziomie... 1,74 l/100km!
Pierwsze egzemplarze trafią do klientów w drugiej połowie roku. Póki co firmie postanowiło zaufać 360 osób, które zamówiły Roadstera przez premierą.
Tesla wyceniła swój produkt na 62 000 euro. Równie dobre przyśpieszenie trudno uzyskać za podobną kwotę. Dla nabywcy nie mniej ważny będzie fakt, iż przez pierwsze 160 000 kilometrów obsługa serwisowa sprowadzi się jedynie do kontroli stanu opon i najważniejszych podzespołów. Olej, sprzęgło, świece zapłonowe, filtry paliwa oraz powietrza, które w zwykłym samochodzie domagają się okresowych wymian, w Tesla Roadster z pewnością nie zawiodą. Po prostu ich nie ma...
Łukasz Szewczyk