Przegrzanie silnika: objawy i przyczyny. Jak sobie z tym radzić?
Obok napraw karoserii spowodowanych postępującą korozją lub kolizją drogową, najwięcej pieniędzy pochłaniają naprawy silnika. To właśnie poważne uszkodzenia mechaniczne, spowodowane zużyciem lub niewłaściwą eksploatacją generują kłopoty. Wśród najpopularniejszych usterek, które z łatwością doprowadzić mogą każdą jednostkę napędową do całkowitej ruiny, jest przegrzanie.
Powszechnie wiadomo, że każdy silnik w czasie pracy generuje duże ilości ciepła. Bez wydajnego systemu chłodzenia, w krótkim czasie osiągnąłby kres swojej wytrzymałości. Musimy pamięć, że to nie tylko chłodnica odpowiadająca za obniżanie temperatury cieczy chłodzącej. W skład tego kluczowego dla żywotności motoru układu wchodzą także gumowe przewody chłodnicze, jak i kanały we wnętrzu silnika, którymi tłoczony jest płyn. W zależności od modelu, konstruktorzy dopasowują odpowiednią wydajność całego systemu.
Przegrzanie silnika może zaskoczyć każdego, nawet doświadczonego kierowcę. W wielu przypadkach tej drastycznej w skutkach sytuacji można uniknąć, gdyby tylko kierowca chociaż co pewien czas zwracał uwagę na wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej. Wówczas, już pierwsze nienaturalne zachowanie wskazówki powinno zwrócić naszą uwagę, skłaniając do zatrzymania auta na poboczu i sprawdzenia sytuacji. O ile podczas zimy bolączki systemu chłodzenia często pozostają niezauważone, o tyle nadejście upałów, czy też intensywne wykorzystywanie silnika - chociażby holowanie ciężkiej przyczepy w górach – w krótkim czasie przyczyni się do ich ujawnienia. Jak wobec tego rozpoznać, kiedy silnik się przegrzewa?
W starszych samochodach mamy do dyspozycji przejrzysty wskaźnik z wyraźnie oznaczonym czerwonym polem. Niestety, w wielu nowych samochodach w ogóle nie ma kontrolki, bądź nie ma na nim zaznaczonej czerwonej, alarmowej części. W takiej sytuacji możemy posiłkować się występowaniem innych objawów przegrzewania. Z nawiewów wydobywa się tylko zimne lub tylko ciepłe powietrze, w kabinie wyraźnie czuć zapach płynu chłodniczego, a także napuchnięte są przewody układu chłodzenia. Jeśli do tej pory kierowca nie zorientował się, że coś złego dzieje się z jego silnikiem, może w krótkim czasie dojść do zagotowania płynu chłodniczego. W zależności od wielu czynników, ma to miejsce przy temperaturze 100-130 stopni C. Chwilę później następuje rozsadzenie przewodów układu chłodniczego, jeszcze bardziej przyspieszając niszczący proces. Wydobywający się płyn generuje kłęby pary wodnej wydobywające się spod maski – w takiej sytuacji wskazówka temperatury często pokazuje, że silnik jest zimny.
Przyczyn przegrzania jest wiele. Począwszy od błahej nieszczelności w układzie chłodzenia, skończywszy na awarii jednego z elementów osprzętu silnika. Niewielu kierowców zdaje sobie sprawę z tego, że powinniśmy regularnie kontrolować także poziom płynu chłodniczego, a także jego stopień zużycia. Mechanicy zalecają profilaktyczną wymianę zawartości układu co dwa lata. Ewentualne niedobory powinniśmy uzupełniać możliwie szybko. Pamiętajmy, że mniej cieczy w układzie oznacza spadek jego wydajności w skrajnych sytuacjach.
Za wiele przypadków przegrzań jednostki napędowej odpowiada awaria zasilania pompy wody. Zerwanie paska klinowego w mgnieniu oka unieruchamia pompę, a to oznacza ustanie krążenia cieczy chłodzącej w układzie. Jedynym sposobem na uniknięcie tej usterki jest kontrola i ewentualna wymiana zużytych pasków. Kłopoty mogą sprawić również czujniki. Awaria czujnika temperatury może doprowadzić do tego, że nie uruchomi się wentylator chłodnicy, doprowadzając do ciągłego wzrostu temperatury. Podobnie opłakany efekt przyniesie awaria sprzęgiełka wentylatora.
Zagotowanie płynu chłodniczego samo w sobie nie wyrządzi większych zniszczeń. Musimy jednak szybko reagować. Koniecznie zatrzymajmy samochód i wyłączmy silnik. Sprawdźmy, czy nie ma żadnych wycieków i jaki jest poziom płynu. Jakiekolwiek ubytek możemy uzupełnić wodą – nie zimną. Jeśli wycieków nie ma, spróbujmy delikatnie o własnych siłach dojechać do warsztatu. W przeciwnym wypadku dalsza jazda skończy się uszkodzeniem silnika i naprawą idącą w tysiące złotych.
Piotr Mokwiński