Kupić Ferrari, a jednocześnie nie spustoszyć konta bankowego? Brzmi to jak naiwne marzenie. Warto jednak wiedzieć, że przy odrobinie pomysłowości jest w pełni wykonalne!
Gdy zaparkujemy przed domem krwistoczerwone Ferrari F355 mało kto nie będzie zachwycał się jego wysmakowanymi, a zarazem agresywnymi liniami. Przemykając głównymi ulicami miast można być pewnym, że bolid przyciągnie uwagę wielu przechodniów, a na światłach co ambitniejsi kierowcy będą próbowali swoich sił...
Dopiero wówczas może okazać się, że samochód, który do złudzenia przypomina Ferrari F355 przyśpiesza o wiele gorzej. Nic dziwnego, jeżeli weźmie się pod uwagę, że pod pokrywą silnika „brakuje” połowy mocy.
Dopiero bliższe przyjrzenie się zdradza, iż pojazd, który jeszcze przed chwilą uważaliśmy za Ferrari jest jego udaną repliką. Bojar F355 powstaje w południowej Polsce na bazie płyty podłogowej Toyoty MR2 lub Pontiaca Fiero. Trafia na nie karoseria wykonana z włókna szklanego. Silnik, skrzynia biegów, układ hamulcowy i kierowniczy zostają niezmienione względem „dawcy organów”.
Skoro Bojar F355 nie został złożony z przypadkowo zestawionych elementów, nie trzeba się też obawiać o bezpieczeństwo w trakcie jazdy.
Na krętych drogach kierowca z pewnością doceni wysoką przyczepność, która jest zasługą opon 235/40/17 na przedniej osi oraz 275/35/17 z tyłu. Swój wkład w optymalną trakcję ma również centralne umieszczenie silnika. Jeżeli nabywca zdecyduje się na seryjny motor z Pontiaca lub Toyoty może liczyć na moc w granicach 150 KM.
Niezbyt dużo, ale wystarczy, by rozpędzić lekkie auto do „setki” w mniej niż 10 sekund i przekroczyć 200 km/h.
Wnętrze prezentuje się mniej imponująco niż w oryginale. Jednak kierowca czując zapach skóry i delektując się czułymi objęciami kubełkowych foteli może szybko zapomnieć, że prowadzi replikę. W końcu wszyscy spoglądają na nią tak pożądliwym wzrokiem, jak na każde inne Ferrari...
Łukasz Szewczyk