Policja chce wyeliminować piratów. Polacy wolą donosić na parkujących
Kierowcy otrzymali od policji narzędzie, dzięki któremu mogą wyeliminować z ulic kierowców drastycznie łamiących przepisy i zagrażających innym. Jednak to, co wysyłają, potrafi zaskoczyć. Najczęściej na policję trafiają sygnały o źle zaparkowanych samochodach.
Skrzynką w pirata
W 2014 r. w większości wojewódzkich komend policji uruchomiono skrzynki "Stop agresji drogowej". W założeniu miały na nie trafiać zgłoszenia dotyczące niebezpiecznych piratów drogowych poparte dowodami w postaci fotografii czy filmów. Pomysł spodobał się Polakom. W 2015 r. na skrzynki trafiło 7481 zgłoszeń, w 2016 r. było ich 8113, a w 2017 r. już 10 874.
W 2017 r. najwięcej zgłoszeń, bo aż 4646, trafiło na skrzynkę Komendy Stołecznej Policji. To w dużej mierze kwestia skali. Na dalszych miejscach były komendy wojewódzkie z Wrocławia (1010), Katowic (943), Krakowa (657), Bydgoszczy (571), Szczecina (417), Radomia (384), Gdańska (378), Poznania (351), Opola (342), Łodzi (307), Olsztyna (240), Gorzowa Wielkopolskiego (187), Białegostoku (181), Lublina (162), Kielc (69) i Rzeszowa (29).
Liczby wyglądają imponująco, ale to za wcześnie, by można było ogłaszać sukces. Założenie akcji jest proste. Skoro policja nie może być wszędzie, to w karaniu niebezpiecznych kierowców mogą pomóc sami zmotoryzowani. Dzięki temu będą bezpieczniejsi. Jednak zamiast nagrywać najgroźniejszych piratów, częściej wysyłają policji co innego.
- Najczęściej przesyłane są materiały dotyczące nieprawidłowego parkowania - stwierdza podkom. Paweł Obara z wydziału prasowo-informacyjnego biura komunikacji społecznej Komendy Głównej Policji. - Trzeba jednak przyznać, że w niektórych przypadkach chodzi o parkowanie realnie zagrażające bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Policja czeka na wszelkie materiały dotyczące wykroczeń, a tym bardziej przestępstw zaistniałych w ruchu drogowym. Od ich jakości dowodowej zależy możliwość skutecznego ukarania sprawcy - dodaje Paweł Obara.
Wolimy internet
Może więc materiały, na jakich najbardziej zależy policjantom, po prostu należą do rzadkości? Przeczą temu liczby. Po wpisaniu w wyszukiwarce serwisu YouTube hasła "pirat drogowy" i ograniczeniu wyników wyłącznie do filmów umieszczonych w sieci wyłącznie w ciągu ostatnich 12 miesięcy, otrzymujemy nieco ponad 6 tys. odpowiedzi. Na hasło "wyprzedzanie na trzeciego" mamy 1,6 tys. odpowiedzi, a na "wymuszenie pierwszeństwa" aż 6,5 tys.
Oczywiście wiele wyników wyszukiwania dotyczy sytuacji na zagranicznych drogach albo są to filmy obrazujące to samo zdarzenie. Z drugiej jednak strony nie każdy klip przedstawiający niebezpieczne zachowanie na drodze opatrzony jest wymienionymi wyżej tytułami czy tagami. W rzeczywistości takich materiałów może być więc znacznie więcej. Dlaczego nie trafiają na policję?
Jednym z powodów, który odstrasza od korzystania ze skrzynki "Stop agresji drogowej", jest fakt, że w razie wątpliwości z interpretacją sytuacji na filmie jego autor może zostać poproszony przez policję o złożenie zeznania, które obciąży sprawcę. Jeśli nagrane zdarzenie jest przestępstwem drogowym, autor może również być ważnym świadkiem podczas ewentualnego procesu.
Pozostaje jeszcze kwestia opinii, że osoba wysyłająca materiał na policję jest donosicielem. Takie przekonanie żywi spora część komentujących informacje o działalności skrzynek "Stop przemocy drogowej". Eksperci zajmujący się tematyką bezpiecznej jazdy i psychologowie transportu, z którymi rozmawialiśmy, zupełnie inaczej oceniają korzystanie z policyjnych skrzynek. - To nie ma nic wspólnego z donosicielstwem, to kwestia świadomości ryzyka i tego, do czego służy samochód na drogach publicznych - stwierdza Sylwester Pawłowski z projektu edukacyjnego Świadomy Kierowca. Informując o niebezpiecznej jeździe pirata drogowego, poprawiamy bezpieczeństwo. Piętnowanie takiego zachowania ma tyle sensu, ile nazwanie "szpiclem" osoby, która dzwoni na policję, kiedy widzi, że złodzieje okradają nocą sklep.
Wybór publikacji filmu w internecie zamiast przesłania go na policję może mieć też przykre konsekwencje dla autora nagrania. W 2017 r. przed augustowskim sądem stanął mężczyzna, który umieścił w serwisie społecznościowym zdjęcie nieprawidłowo zaparkowanego auta. Choć zamazał tablice rejestracyjne pojazdu, ten został rozpoznany przez lokalną społeczność po innych charakterystycznych cechach. Mężczyzna został skazany za pomówienie z powództwa cywilnego i poza nakazem prac społecznych musiał pokryć koszty, sięgające 3 tys. zł. Bezpieczniej i z większą korzyścią dla zmotoryzowanych jest więc powierzyć film policji.
Praca w terenie
Obsługa skrzynki dla policji oznacza nie tylko szansę na ukaranie piratów drogowych, których w inny sposób nie udałoby się zidentyfikować, ale również konieczność poświęcenia jej odpowiedniej ilości czasu. - U nas praca ze zgłoszeniami wygląda tak, że policjanci komendy wojewódzkiej odbierają e-maile i oceniają je. Jeśli przedstawione na nagraniach zachowania rzeczywiście stanowią łamanie przepisów, sprawa kierowana jest do tej komendy policji, która jest właściwa dla miejsca zdarzenia - mówi Wirtualnej Polsce asp. szt. Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu.
- Często na filmach zarejestrowane są przykłady zupełnego lekceważenia przepisów: wyprzedzanie na łuku bez odpowiedniej widoczności, wyprzedzanie na trzeciego czy przejazd przez skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Bywa, że na jednym filmie kierowca popełnia kilka poważnych wykroczeń. Nie mamy problemu z zalewaniem skrzynki zgłoszeniami o nieprawidłowo zaparkowanych pojazdach. Kłopotliwe bywają jednak anonimowe zgłoszenia. Jeśli dodatkowo w materiale nie są dokładnie widoczne numery rejestracyjne i nie znamy miejsca zdarzenia, kierowcy nie da się ukarać - dodaje Paweł Petrykowski.
Kierowcy otrzymali do rąk skuteczny mechanizm, który może wykluczyć z dróg część tych osób, które po prostu nie powinny korzystać z samochodów. To od nas zależy, na ile będize on skuteczny.