Polscy kierowcy coraz częściej prowadzą samochody pod wpływem środków zabronionych, podobnie działających do alkoholu, czyli jak się potocznie określa - "na trzecim gazie" - powiedziała PAP toksykolog dr hab. Maria Kała, dyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie.
PAP: Co potoczne oznacza określenie "jazda na trzecim gazie"?
Dr Maria Kała: Chodzi o prowadzenie samochodów pod wpływem środków podobnie działających do alkoholu. "Jazda na trzecim gazie" to określenie prawne, chociaż media często używają określenia "kierowcy na trzecim gazie". Pierwszy gaz jest w samochodzie; drugi gaz to alkohol, który został wprowadzony do przepisów ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi w 1982 roku; trzeci - to właśnie "środki podobnie działające do alkoholu". Bardziej popularnie można by je nazwać środki psychoaktywne, a potocznie narkotyki. Zostały one objęte przepisami ustawy prawo o ruchu drogowym w 1997 roku.
PAP: Co to są "środki podobnie działające do alkoholu"?
M.K.: To pojęcie bardzo szerokie, można powiedzieć, że są to wszystkie substancje działające na ośrodkowy układ nerwowy (OUN) podobnie jak alkohol, co nie znaczy, że one dają podobne upojenie jak alkohol. Można też powiedzieć, że są to wszystkie środki odurzające, substancje psychotropowe wymienione w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, niektóre leki i inne środki. Pod względem działania na OUN można je podzielić na trzy zasadnicze grupy: działające depresyjnie, pobudzająco i halucynogennie. W rozporządzeniu Ministra Zdrowia wymieniono pięć grup takich związków: pierwsza to opiaty, czyli morfina, ale też jej syntetyczna pochodna heroina; druga - amfetamina i jej liczne pochodne; kolejna to kokaina i jej metabolit; następna - psychoaktywne składniki przetworów konopi; a piąta to leki z grupy pochodnych benzodiazepiny. Związki z tych grup są najczęściej przyjmowane, najsilniej działają i mogą być wykrywane przy pomocy metod niewymagających badania laboratoryjnego. Tylko te pięć grup da się wykryć w ślinie
za pomocą testów, które może wykonać policjant podczas kontroli drogowej.
PAP: Czy dużo kierowców w Polsce jeździ na "trzecim gazie"?
M.K.: Bardzo dużo. Wiemy to z praktyki Instytutu, bo w tej chwili większość opracowywanych ekspertyz dotyczy badania prób krwi pobranych od kierowców na obecność środków podobnie działających do alkoholu. Ponadto Instytut uczestniczył w europejskim programie naukowym o akronimie DRUID. Jednym z jego zadań było oszacowanie liczby kierowców uczestniczących w ruchu drogowym po przyjęciu środków podobnie działających do alkoholu. Zadaniem Instytutu było przebadanie 4 000 kierowców na obecność 25 zdefiniowanych środków. Badania przeprowadzano przy okazji kontroli drogowych w całej Polsce, by wyniki były reprezentatywne dla całego kraju. Współpracowaliśmy przy tym z Wydziałem Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji oraz z Instytutem Transportu Drogowego z Warszawy. Kierowca musiał wyrazić zgodę na udział w badaniu. Podobne badania przeprowadzono w 12 innych krajach europejskich według ujednoliconych procedur dla wszystkich krajów. Należałoby dodać, że społeczność polskich kierowców chętnie brała udział w
badaniach, a odmawiali z bardzo ważnych powodów, w związku z czym w Polsce odsetek odmawiających był najmniejszy. Na podstawie 50 000 kontroli można było stwierdzić, jaka populacja kierowców bierze udział w ruchu drogowym, będąc po przyjęciu środków podobnie działających do alkoholu. Okazało się, że ta populacja jest niższa niż dla alkoholu, ale te środki są bardziej niebezpieczne niż alkohol, bo dłużej utrzymuje się ich obecność w organizmie.
PAP: I jak wypadła Polska na tle innych krajów?
M.K.: Muszę powiedzieć, że wcale nie jesteśmy tacy źli i tylko dla opiatów (0,09 proc.) przekroczyliśmy średnią europejską (0,07 proc.). Nawet jeżeli chodzi o alkohol, to byliśmy poniżej średniej (3,48 proc.). Najwięcej kierowców, u których stwierdzono alkohol (w stężeniu ponad jedną dziesiątą promila), było we Włoszech (9,6 proc.), najmniej na Węgrzech (0,15 proc.). W Polsce było to 1,47 proc.
PAP: To zaskakujące. A czy kierowcy na "trzecim gazie" to zjawisko narastające?
M.K.: Już od ponad 15 lat obserwujemy, że to zjawisko narasta i przybywa próbek krwi pobranych od kierowców do badania. Z drugiej strony mam pewne wątpliwości, ponieważ jest też coraz większe zainteresowanie policji tym problemem; przeprowadzanych jest coraz więcej kontroli w tym kierunku.
PAP: Po jakich środkach najczęściej jeżdżą kierowcy w Polsce?
M.K.: Z badań, które prowadziliśmy w ramach programu DRUID, wynika, że w Polsce najczęściej prowadzi się po marihuanie i haszyszu - 0,59 proc. (w Europie 1,32 proc.). Na drugim miejscu są opiaty, mniej jest pochodnych amfetaminy - 0,07 proc. (w Europie 0,09 proc.), a w Polsce prawie nie ma kokainy. Ale jest bardzo poważny problem z lekami. Są kierowcy, którzy prowadzą po lekach z grupy pochodnych benzodiazepiny, to wiemy z praktyki Instytutu, bo u wielu z nich wykrywamy te środki. Niestety poza benzodiazepinami do innych leków działających na OUN przepisów prawnych nie ma. Stwarza to duże trudności interpretacyjne. Kierowca idzie do lekarza, jeżeli cierpi na jakieś schorzenia psychiczne, i lekarz przepisuje mu leki, by się po nich dobrze czuł i normalnie zachowywał. Te leki silnie działają na OUN, kierowca je zażył i prowadzi, ale jest w leczeniu.
PAP: I nie ma zakazu prowadzenia samochodu w takiej sytuacji?
M.K.: W Polsce nie ma takich regulacji. W zależności od rodzaju przyjmowanego leku kierowca powinien zachować szczególną ostrożność lub zaniechać prowadzenia samochodu w czasie leczenia. Wszystkie leki mają ulotki i firmy farmaceutyczne są zobowiązane do umieszczania w nich informacji o wpływie danego leku na zdolność do prowadzenia samochodu. Odmienne podejście powinno obowiązywać do leków przyjmowanych pod nadzorem lekarza, a odmienne do przyjmowanych samowolnie.
PAP: A jeżeli kierowca - w innym celu niż medyczny - świadomie zażyje taki lek?
M.K.: To znaczy, że świadomie obniża sprawność psychofizyczną, czyli wprowadza się w stan utożsamiany z odurzającym.
PAP: I jak to jest oceniane w naszym prawie?
M.K.: W moim przekonaniu powinno być tak, że jeżeli kierowca nie będzie się mógł wykazać dokumentacją medyczną, to trzeba byłoby uznać, że prowadzi samochód pod wpływem środka podobnie działającego do alkoholu.
PAP: Czy policjant może poznać, że kierowca znajduje się pod wpływem takich środków?
M.K.: Te środki nie mają wyczuwalnej woni jak alkoholu. Policjant w trakcie kontroli może tylko dostrzec takie objawy, które się rzucają w oczy: rozszerzone lub zwężone źrenice, szklany wygląd oczu, obwisłe czy zaczerwienione powieki, zgrzytanie zębami, ponadto spowolnione ruchy, senność, zdenerwowanie, nadpobudliwość, bełkotliwą mowę, brak dobrej orientacji. Ale mogę powiedzieć, że ci kierowcy, którzy prowadzą samochód po spożyciu takich środków, mogą się bardziej opanować podczas kontroli.
PAP: Jakie zagrożenie stwarzają te środki?
M.K.: Jeżeli jest to środek działający depresyjnie, to powoduje senność, zmęczenie, spowolnienie ruchów, brak postrzegania znaków drogowych, zjeżdżanie z pasa ruchu, czyli spóźnione reakcje. Jeżeli środek działa pobudzająco, to zdarza się obniżenie zdolności koncentracji, nieprzestrzeganie przepisów drogowych. Po środkach halucynogennych występuje utrata zdolności kierunkowego myślenia, rozluźnienie poczucia czasu i przestrzeni, co prowadzi do wzrostu poczucia siły i własnej wartości. Wszystkie efekty mogą prowadzić do nieszczęścia; kierowca zwiększa prędkość i dochodzi do brawurowej jazdy. Jeżeli źrenice są rozszerzone i nie reagują na światło, jak to jest po przyjęciu amfetaminy lub jej pochodnych, to podczas jazdy wieczorem oko się nie broni przed światłami samochodu nadjeżdżającego z naprzeciwka i może dojść do oślepienia kierowcy i do wypadku. Poza tym brak postrzegalnych objawów nie świadczy o tym, że kierowca nie był pod wpływem tych środków. PAP: Ale testy wszystko wykryją?
M.K.: Testy, którymi dysponuje policja, są szybkie i łatwe w obsłudze, ale nie są dokładne. Wiadomo, że mogą dać wynik błędnie dodatni, dlatego też wszystkie odczyty pozytywne, uzyskane w testach, wymagają potwierdzenia przez laboratoryjne badanie próbki krwi.
PAP: Do tego potrzebna jest odpowiednia aparatura?
M.K.: W laboratorium błędnie dodatni wynik nie może mieć miejsca, dlatego laboratoria IES są wyposażone w bardzo dobrą aparaturę. Mamy dobre metody analityczne, było już kilka związków, które zostały zidentyfikowane w Instytucie po raz pierwszy na świecie. Muszę tutaj nadmienić, że pojęcie środek podobnie działający do alkoholu odnosi się też do "nowych narkotyków", czyli tzw. dopalaczy. Jedne z nich są już ustawowo kontrolowane, a drugie nie. Wiedzę o działaniu większości nowych narkotyków zdobywamy z praktyki, bo nikt tych środków nigdy nie bada pod względem toksycznego działania na organizm człowieka - tylko konsumenci. Próbujemy nadążyć za rynkiem z badaniem tych środków. Jako profesjonaliści musimy się znać na wszystkim, ale hobbysta zawsze będzie lepszy od profesjonalisty, choć w węższym zakresie. Musimy nad tym czuwać, co ułatwia mam dostarczany do IES materiał badawczy zabezpieczony na rynku narkotykowym; daje nam stały kontakt z tymi nowościami. A muszę powiedzieć, że inwencja ludzi w wymyślaniu
tych środków jest bardzo duża.
PAP: Czy istnieje jakieś geograficzne zróżnicowanie rodzaju zażywanych środków, np. z powodu zamożności Europy Zachodniej?
M.K.: Jest zróżnicowanie w Europie w rodzaju przyjmowanych środków, ale nie zależy ono od zasobności. Są chwilowe mody, raz bardziej popularny jest taki środek, innym razem - inny. Najbardziej popularne na całym świecie są przetwory konopi. A mit o tym, że coś jest drogie, coś tanie - należy obalić. Niektóre narkotyki były kiedyś w Polsce bardzo drogie ze względu na niewymienialność złotówki. Obecnie zasoby polskiego rynku narkotykowego są porównywalne z europejskimi, a nawet ogólnoświatowymi.