Oszustwa handlarzy, które mogą wpędzić cię w tarapaty
Badacze rynku motoryzacyjnego są zdania, że około 40 proc. Polaków myśli o zakupie samochodu w 2017 roku. Z oczywistych względów zdecydowaną większość tych pojazdów będą stanowiły auta używane, często sprowadzone z zagranicy. Najczęstsze "sztuczki" stosowane przez część nieuczciwych handlarzy zna każdy. Oprócz cofniętego licznika i zatajonej wypadkowej historii niektórzy posuwają się jednak do innych oszustw. Za niektóre z nich można słono zapłacić przy spotkaniu z policją. Na kolejnych slajdach przedstawimy kilka mało oczywistych oszustw, jakich dopuszcza się część sprzedających
Wklejka zamiast tablicy
Badacze rynku motoryzacyjnego są zdania, że około 40 proc. Polaków myśli o zakupie samochodu w 2017 roku. Z oczywistych względów zdecydowaną większość tych pojazdów będą stanowiły auta używane, często sprowadzone z zagranicy. Najczęstsze "sztuczki" stosowane przez część nieuczciwych handlarzy zna każdy. Oprócz cofniętego licznika i zatajonej wypadkowej historii niektórzy posuwają się jednak do innych oszustw. Za niektóre z nich można słono zapłacić przy spotkaniu z policją. Na kolejnych slajdach przedstawimy kilka mało oczywistych oszustw, jakich dopuszcza się część sprzedających.
Klient, który zdecyduje się na zakup auta, które nie zostało jeszcze zarejestrowane w Polsce, zderza się z gąszczem obcojęzycznych dokumentów. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji, dodatkowo wzmocnionej ekscytacją związaną z samym zakupem, przyjmują za dobrą monetę wszystko, co na temat dokumentacji mówi im sprzedawca. Kupują samochód i zadowoleni z zawartej transakcji jadą do domu. Dobry humor kierowcy psuje jednak pierwszy kontakt z policją, kiedy to dowiadują się, że zostali oszukani.
"Na wklejkę" to jeden ze sposobów, w jaki niektórzy handlarze oszukują swoich klientów. Polega on na sprzedaniu sprowadzonego auta z podrobionymi tablicami rejestracyjnymi. Najczęściej są one wykonane z kawałka pleksi lub metalu, na który po prostu nalepiana jest wydrukowana naklejka. Klient, który to zauważy, informowany jest, że są to duplikaty oryginalnych tablic, które musiały zostać zdane w zagranicznym urzędzie. Zwykle brakuje też dokumentu potwierdzającego rejestrację.
Jazda takim samochodem może skończyć się dużymi stratami. Jeśli do kontroli zatrzyma nas policja, sprawa skończy się wypisaniem mandatu w kwocie trzystu złotych i koniecznością lawetowania pojazdu w miejsce docelowe.
Należy pamiętać, że nawet sprowadzone auto musi mieć oryginalne tablice rejestracyjne i dokument potwierdzający zarejestrowanie samochodu. Może być to nie tylko dowód rejestracyjny, ale również pozwolenie czasowe. Jeśli zaś chodzi o tablice rejestracyjne, mogą być one krótkoterminowe, wydawane na okres od 5 do 30 dni. W przypadku samochodów z Niemiec mają one charakterystyczny, żółty lub czerwony pasek.
Bez ubezpieczenia
Wystawienie na sprzedaż nieubezpieczonego samochodu to kolejny sposób na oszczędność, z jakiego korzystają nieuczciwi sprzedawcy. Jeśli samochód nie ma polisy OC, a podczas jazdy - na przykład z komisu do domu - spowodujemy wypadek, za wszelkie szkody zapłacimy z własnej kieszeni. Jeśli pod uwagę weźmiemy ryzyko uszkodzenia samochodu i spowodowanie uszczerbku na zdrowiu, straty mogą iść w setki tysięcy złotych.
Bez prawa jazdy? Niestety nie
Mikrosamochody to pojazdy o masie do 350 kg, rozwijające maksymalną prędkość do 45 km/h. Choć stanowią niszę, są obecne na polskich drogach i w ofertach handlarzy. Niektórzy z nich zapewniają potencjalnych klientów, że można nimi jeździć, posiadając jedynie dowód osobisty. Nic bardziej mylnego. Do prowadzenia mikrosamochodów potrzebne jest prawo jazdy kategorii AM. Jego brak zostanie potraktowany po prostu jako jazda bez uprawnień. Kara może wynieść do 500 zł.
"Perełka" zezłomowana
Niedawno dużym problemem na rynku wtórnym był napływ zezłomowanych samochodów z Niemiec. Za zakup nowego auta i zezłomowanie starego można było dostać tam dopłatę. Na złomowiskach wylądowało wiele aut w niezłym stanie, które bez problemu nadawały się do dalszej eksploatacji. Dla oszustów była to sytuacja wręcz wymarzona.
Choć oficjalnie samochód został zezłomowany, to zamiast spocząć na złomowisku trafia na lawetę, a następnie, wraz z podrobionymi dokumentami, do autohandlu w Polsce. Niska cena i dobry stan techniczny zachęcały klientów. Na takie oferty złapało się wielu naszych rodaków.
Coraz częściej policji udaje się wykryć oszustwa przeprowadzone według wspomnianego scenariusza, ale dla nowych właścicieli nielegalnie sprowadzonych samochodów oznacza to problem. Auto zostaje wyrejestrowane i nie ma możliwości, by na nowo je zarejestrować. Takim pojazdem nie można jeździć, nie można go też sprzedać, gdyż oficjalnie auto nie istnieje. Jedna możliwość to sprzedaż samochodu na części.
Mamy klienta
Oszuści żerują także na tych, którzy chcą sprzedać samochód. Czasami na tyle sprytne, że próba wyplątania się z niego może sprowadzić na nas kłopoty.
"Witam! Mam klienta na pana auto. Proszę koniecznie podjechać". SMS-y o takiej lub podobnej treści są rozsyłane do wielu posiadaczy samochodów. Wystarczy wystawić auto na sprzedaż w jednym z internetowych serwisów, służących do zamieszczania tego typu ofert. Autorami wiadomości są komisy, które zachęcają właścicieli do skorzystania z ich usług. Wielu zmotoryzowanych przystaje na propozycję komisu, bo przecież jest już klient, który chce auto kupić i to on - w myśl zapewnień firmy - ponosi koszty prowizji. Działanie pod wpływem emocji sprawia, że wiele osób nie czyta umowy, którą do podpisu przedkłada komis.
W wielu przypadkach okazuje się, że samochodu, który przecież miał "zejść na pniu", w rzeczywistości nikt nie kupuje. Auto stoi w komisie przez miesiąc lub dwa, aż wreszcie poirytowany właściciel postanawia je odebrać i sprzedać na własną rękę. Niestety, nim odzyska kluczyki, musi wyjąć portfel. Okazuje się, że nieprzeczytana przed podpisaniem umowa określa stawkę za każdy rozpoczęty miesiąc postoju samochodu na placu komisu. Dodatkowo niektóre firmy obciążają właściciela kosztami rzekomego mycia pojazdu przed prezentacją klientowi. Niestety, po upływie miesiąca od wstawienia samochodu do komisu nie można stwierdzić, czy rzeczywiście został on umyty, a nawet czy klient, który rzekomo chciał kupić nasze auto, w ogóle istniał.
Kwota, jakiej nieuczciwe komisy żądają od osób chcących pozbyć się samochodu, to zazwyczaj kilkaset złotych. Odmowa zapłaty może ściągnąć na naszą głowę kłopoty. W końcu sami podpisaliśmy umowę.
Opr. Tomasz Budzik, Wirtualna Polska