200 złotych za mrugnięcie światłami? Właśnie takie mandaty dostali kierowcy, których policjanci przyłapali na wykroczeniu polegającym na ostrzeganiu innych zmotoryzowanych. Winowajców okazało się kilkudziesięciu. Ale w ten sposób zachowuje się większość kierowców w Polsce. Czy słusznie?
Kaskadowe kontrole miały miejsce jakiś czas temu w Żywcu, a całkiem niedawno w Kamieniu Pomorskim. Policjanci zaangażowali wszystkie siły i środki: radary ręczne i wideorejestratory. Podczas trwania akcji „Mruganie” zatrzymano 54 kierowców, z których 44 dostało mandaty. Ponad połowa, 24 osoby, właśnie za mruganie długimi.
Podstawą prawną do nakładania mandatów było nadużywanie „sygnałów świetlnych i dźwiękowych”, czego zabrania kodeks drogowy. Taryfikator przewiduje za takie przewinienie 200 zł kary.
Mruganie jest zjawiskiem powszechnym w Polsce, jak twierdzą policjanci, głęboko zakorzenionym w mentalności zmotoryzowanych w naszym kraju. Spytaliśmy kierowców, dlaczego to robią lub nie. – Ostrzegam, jeśli policjanci się chowają , w taki sposób, że są niewidoczni – usłyszeliśmy od Andrzeja. - Nie robię tego, ale bez jakiegoś szczególnego powodu. Nie dopisuję do tego ideologii – stwierdził Sylwester. - Ostrzegam, bo nie chcę, żeby jakiś kierowca zapłacił mandat. Może to dlatego, że sama też chciałbym zostać ostrzeżoną – zastanawia się Beata.
O zdanie spytaliśmy policjantów. Prawo nie pozostawia wątpliwości: tego robić nie wolno, o czym zresztą świadczy akcja na Pomorzu. Co jest jednak według mundurowych naprawdę złe w takiej pozornie błahej czynności? - To bardzo złożony problem, mający źródło w tym, jakimi jesteśmy kierowcami i po jakich drogach chcielibyśmy jeździć. Zwyczaj ostrzegania przed patrolem policji jest głęboko zakorzeniony wśród polskich kierowców, chociaż coraz mniej zmotoryzowanych go ma – mówi mł. Insp. Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji. - Nie chciałbym generalizować, ale mam wrażenie, że motywem ostrzegania nie jest chęć poprawy bezpieczeństwa. Gdyby tak było, to takie zachowanie można uznać za coś, co jest w porządku. Ale tak naprawdę ostrzegamy nie wiadomo kogo, nie dlatego żeby było bezpieczniej, ale po to, żeby nie złapali go policjanci. Czyli po to, żeby winny uniknął kary, a to już nie jest w porządku.
Policjant przekonuje, że mundurowi z drogówki nie zostali powołani po to, żeby uprzykrzać życie kierowcom jeżdżącym zgodnie z przepisami, ale po to, żeby wyłuskiwać z nich tych, którzy tego nie robią, a więc są zagrożeniem dla bezpieczeństwa wszystkich. Trudno więc zrozumieć, dlaczego inni kierowcy – mrugając długimi – dają im przyzwolenie na łamanie przepisów.
W kodeksie drogowym istnieje przepis, który wręcz zachęca do używania świateł i sygnałów dźwiękowych. To art. 29 kodeksu drogowego. „Kierujący pojazdem może używać sygnału dźwiękowego lub świetlnego , w razie gdy zachodzi konieczność ostrzeżenia o niebezpieczeństwie”.
- Zachęcam kierowców do ostrzegania się długimi, ale wówczas, kiedy drogą jedzie nieoświetlony kombajn, doszło do stłuczki, na drogę zwaliło się drzewo albo poboczem idą z dyskoteki pijani młodzieńcy. Wówczas ma to sens i jest dobre. Ale mruganie do kogoś po to, żeby ostrzec go przed patrolem policji, zwłaszcza jeśli ostrzega się jadącego zdecydowanie za szybko, poza tym, że bezprawne, jest również irracjonalne i zamiast bezpieczeństwo poprawiać wręcz je pogarsza – podsumowuje Konkolewski.
MAK