Trwa ładowanie...
opona
Mateusz Lubczański
22-08-2018 14:18

Opony od producenta już nie dostaniesz. Zestawy naprawcze to nie alternatywa

Pomarańczowa kontrolka pojawia się znienacka. Zjeżdżasz na parking, otwierasz bagażnik i nagle okazuje się, że zamiast szybkiej zmiany koła czeka cię wezwanie lawety. Brzmi absurdalnie? Okazuje się, że to coraz częstszy scenariusz.

Opony od producenta już nie dostaniesz. Zestawy naprawcze to nie alternatywaŹródło: PAP, fot: Michał Walczak
d4mlexl
d4mlexl

Japoński kompakt spod znaku Hondy oferowany jest wyłącznie z zestawem naprawczym. Podobnie jak jego francuski odpowiednik. Popularnego Qashqaia nie dostaniemy z dodatkowym kołem jeśli na liście wyposażenia zaznaczymy opcję nagłośnienia Bose. Producenci starają się zapomnieć o kołach zapasowych, które zajmują dużo miejsca i są ciężkie.

Kiedyś obowiązkowy element wyposażenia, teraz ustąpił miejsca akumulatorom i głośnikom. Zamiast koła zapasowego producenci oferują zestawy naprawcze lub "dojazdówki". Są tanie, zajmują mało miejsca i w większości przypadków nie nadają się do niczego.

Według badań jednego z czołowych producentów opon, 72 proc. kobiet nie zmienia opon samodzielnie, 50 proc. uszkodzeń ma miejsce w kłopotliwych sytuacjach, a ponad 30 proc. kierowców nie czuje się pewnie poruszając się na dojazdówce. Trudno się temu dziwić. Pomoc drogowa coraz częściej oferuje mobilną wulkanizację, gdzie sam dojazd wyceniony jest na 2,5 zł od kilometra.

Zamiast szybkiej wymiany koła coraz częściej trzeba liczyć się z wezwaniem lawety  East News
Zamiast szybkiej wymiany koła coraz częściej trzeba liczyć się z wezwaniem lawety Źródło: East News, fot: JACEK DOMINSKI/REPORTER

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wykorzystanie lepiku do opon. Jest uwielbiany przez producentów nie ze względu na swoją skuteczność, lecz cenę. Puszka specyfiku kosztuje od 25 zł, zestawy z kompresorem wyceniono na ponad 100 zł. Po przebiciu wystarczy wprowadzić środek przez wentyl, przejechać kilka kilometrów i po sprawdzeniu szczelności wyruszyć w podróż. Tyle teorii.

d4mlexl

W praktyce dziura nie może być większa niż 6 mm, bok opony musi być w najlepszym stanie, a i tak pierwsze kroki powinniśmy skierować do wulkanizatora, który musi uporać się z kołem wypełnionym m.in. acetonem, co podnosi koszt usługi. W praktyce jedna puszka o pojemności 300 ml zazwyczaj nie wystarcza, a producenci zalecają przejechanie zaledwie kilkudziesięciu kilometrów z tak załataną oponą.

Alternatywą jest koło dojazdowe, które jest wyjątkowo charakterystyczne ze względu na swój miniaturowy rozmiar. Ceny za najmniejsze, używane elementy zaczynają się od 60 zł, lecz w zależności od marki wydatki mogą wzrosnąć nawet do 200 zł. Koło dojazdowe również nie zapewnia pełnej mobilności – można przymknąć oko na maksymalną prędkość wynoszącą 80 km/h, lecz *w takim wypadku również trzeba od razu udać się do wulkanizatora. *Przyczepność takiej opony jest znacznie mniejsza, a dłuższa jazda może uszkodzić przekładnię.

Pozostaje więc jeszcze opcja – opony typu runflat, które mają pozwolić na dojechanie do celu nawet po uszkodzeniu. Choć są rozwiązaniem droższym od tradycyjnej o około 15-20 proc., też nie dają pewności pełnej mobilności. Producenci topowych gum sugerują przejechanie 80 km z prędkością nieprzekraczającą 80 km/h. Dyskusyjna opcja, jeśli jesteśmy na autostradzie.

O ile auto nie wyjeżdża z miasta, można pogodzić się z kompromisem koła dojazdowego. Podczas długich tras, na których, jak informował ostatnio NIK, brakuje stacji benzynowych, gdzie można uzyskać pomoc, najlepszym rozwiązaniem pozostaje jedynie pełnowymiarowe koło zapasowe. W tym wypadku najtaniej można je zorganizować zakupując używaną (acz cały czas w dobrym stanie) oponę wraz z felgą.

d4mlexl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4mlexl
Więcej tematów