Od 1 lipca czasomierze na skrzyżowaniach będą legalne. Tylko czy to dobrze?
Już w te wakacje drogowcy będą mogli legalnie instalować liczniki odmierzające czas do zmiany świateł. Na nowe przepisy czekają kierowcy, ale eksperci zajmujący się tematyką bezpieczeństwa twierdzą, że ich wprowadzenie nie poprawi sytuacji.
Na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji na 31 maja określono najpóźniejszą datę ogłoszenia rozporządzenia, które dopuszcza możliwość stosowania sekundników informujących o czasie do zmiany świateł. W dokumencie określono, że wejdzie on w życie po 30 dniach od ogłoszenia, a to oznacza, że najpóźniej od 1 lipca 2017 roku zarządcy dróg będą mogli w zgodzie z przepisami montować czasomierze. Już dziś spotkać można je na ulicach niektórych miast. Są w Toruniu, Wrocławiu czy Rzeszowie - łącznie to 30 miejscowości i około 180 urządzeń. Do tej pory montowane były jednak bez umocowania prawnego. Teraz to się zmieni. Co za tym idzie, można spodziewać się większej liczby takich urządzeń. Czy to dobrze?
Kierowcy są za
Największymi orędownikami czasomierzy na skrzyżowaniach są sami kierowcy. Rzeczywiście, sekundniki mogą upłynniać ruch. Gdy czekamy na czerwonym świetle, z góry wiemy, kiedy włączy się zielone. To pozwala zawczasu włączyć pierwszy bieg i przygotować się do ruszenia. W efekcie więcej samochodów może przejechać na jednej zmianie świateł.
Liczniki przydają się również, kiedy zbliżamy się do skrzyżowania, na którym od dłuższego czasu pali się zielone światło. Jeśli z daleka zobaczymy, że za kilka sekund światło zmieni się na czerwone, możemy rozpocząć hamowanie silnikiem, oszczędzając w ten sposób paliwo.
W niektórych miastach sekundniki obsługują również przejścia dla pieszych. Ma to znaczenie w przypadku ulic wielopasmowych. Jeśli pieszy widzi czas do zmiany światła, może oszacować, czy będzie w stanie pokonać całą szerokość jezdni. Jeśli nie, lepiej zrezygnować. To szczególnie pomocne w przypadku starszych osób, które mają trudności z poruszaniem się.
Zdania ekspertów są podzielone
Eksperci zajmujący się tematyką bezpieczeństwa mają rozbieżne zdania na temat sekundników.
- Uważam, że to dobre rozwiązanie - mówi Wirtualnej Polsce Andrzej Kalitowicz, prezes fundacji "Kierowca Bezpieczny”. - Liczniki z pewnością upłynniają ruch. Dziś kierowcy podczas oczekiwania na czerwonym świetle często się "wyłączają” albo sięgają po telefon komórkowy. Tu sekundniki pomogłyby w przygotowaniu się do jazdy, nim jeszcze zapali się zielone światło. Kiedy zaś kierowca zbliża się do skrzyżowania i widzi, że za dwie czy trzy sekundy zapali się czerwone, nie będzie przyspieszał. Osobiście uważam za bardzo niskie ryzyko, że kierowcy będą masowo pędzić na złamanie karku, żeby "załapać się” na zielone światło, widząc, że zaraz będzie zmiana – dodaje Andrzej Kalitowicz.
Coś innego mówią jednak liczby. Władze Grudziądza postanowiły sprawdzić, jak na bezpieczeństwo w ruchu wpływa licznik zamontowany w marcu 2014 roku. Okazało się, że zamiast poprawiać je, rozwiązanie to zdecydowanie pogarszało sytuację. Po założeniu sekundnika liczba kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle wzrosła o około 50 proc., a liczba osób przejeżdżających skrzyżowanie z prędkością większą niż 100 km/h - o blisko 100 proc.
Oczywiście dane dotyczące jednego skrzyżowania nie mogą być miarodajne dla całego kraju, jednak skala pogorszenia bezpieczeństwa jest bardzo duża. Można uznać, że dla części kierowców informacja o tym, że za za dwie lub trzy sekundy zgaśnie zielone światło, jest bodźcem skłaniającym do wciśnięcia pedału przyspieszenia "do dechy”, zamiast do zahamowania.
Remedium na mandaty?
Liczniki odmierzające czas do zmiany świateł mogłyby mieć jedną niezaprzeczalną zaletę - chronić kierowców przed karą za wjazd na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Dziś mandat za takie wykroczenie możemy dostać nie tylko od policji, ale również od Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego. GITD rejestruje ten rodzaj wykroczeń za pomocą 20 zestawów rozlokowanych w różnych miejscach kraju.
Przepisy określają, że żółte światło sygnalizacji powinno świecić się przez 3 sekundy. Dla kierowców wyładowanych po brzegi tirów może to okazać się zbyt krótkim czasem. Oczywiste jest, że taki zestaw nie jest w stanie zatrzymać się tak skutecznie jak zwykłe auto. Doskonale wiedzą to również kierowcy samochodów osobowych. Kierowca jadący bezpośrednio przed ciężarówką często wybierze więc przejazd przez skrzyżowanie mimo palącego się żółtego światła, niż zaryzykowanie uderzenia w tył przez wielotonowy pojazd. Strach przed staranowaniem jest większy niż przed mandatem. W efekcie może dojść do ukarania kogoś, kto przepisów wcale nie chciał złamać.
Miejsca, w których GITD rejestruje wjazd na skrzyżowanie przy czerwonym świetle, nie są w żaden sposób oznakowane. Zamontowanie tam sekundników mogłoby przyczynić się do zmniejszenia liczby mandatów nakładanych na tych, którzy wcale nie chcieli łamać przepisów. Jak się okazuje, zestawy do rejestrowania wjazdu na skrzyżowanie przy czerwonym świetle są bardzo skuteczne. W 2016 najwięcej, bo aż 18,3 tys., naruszeń, uwieczniły urządzenia w miejscowości Jabłonna.
Nie będzie rewolucji
Od 1 lipca zmieni się prawo, ale prawdopodobnie niewiele stanie się na drogach. Przepisy umożliwią montowanie zestawów odmierzających czas do zmiany świateł, ale kwestię ich instalowania pozostawią w decyzji zarządców dróg. Ci zaś na nadmiar środków nie narzekają, należy się więc spodziewać, że liczniki stosowane będą oszczędnie. Jak się dowiedzieliśmy, na drogach krajowych nie będzie ich zalewu.
- Sygnalizacje stosowane na drogach administrowanych przez GDDKiA w ponad 92 proc. są akomodacyjne - mówi Wirtualnej Polsce Jan Krynici, rzecznik prasowy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - W przypadku tej sygnalizacji czas nadawania sygnału zielonego uzależnimy jest od zgłoszenia (zapotrzebowania) przez pojazdy, wykrywanego dzięki odpowiednim urządzeniom detekcyjnym, a więc jest zmienny, aż do osiągnięcia wartości maksymalnej określonej programem. Co za tym idzie, stosowanie liczników w tego rodzaju sygnalizacji jest bezcelowe i może wprowadzać kierowców w błąd. Natomiast w przypadku sygnalizacji cyklicznych (stałoczasowych) zastosowanie sekundników będzie każdorazowo rozpatrywane indywidualnie oraz dostosowywane do przyjętych rozwiązań technicznych i panujących warunków ruchu - kwituje Jan Krynicki.
Wygląda więc na to, że jeśli sekundniki pojawią się w większej liczbie, nastąpi to raczej w miastach.