Naprawy tych elementów wyposażenia cię zrujnują
Nowoczesne samochody są coraz bardziej skomplikowane, a przez to droższe w naprawach. Sprawdź, jakiego wyposażenia unikać, aby jeszcze bardziej nie podbić kosztów serwisowania.
Kosztowne dodatki
Nowoczesne samochody są coraz bardziej skomplikowane, a przez to droższe w naprawach. Sprawdź jakiego wyposażenia unikać, aby jeszcze bardziej nie podbić kosztów serwisowania.
Bądźmy szczerzy - każdy lubi dobrze wyposażony samochód. Obecnie produkowane modele dają nam możliwość zamówienia naprawdę imponującej liczby dodatków, poprawiających komfort, bezpieczeństwo, albo zwyczajnie przyjemność z ich posiadania. Niestety, część z nich, nie dość, że nie przynosi nam zbyt wymiernych korzyści, to jeszcze może narazić nas na bardzo wysokie koszty napraw. Oprócz tego sami producenci aut zastawili na kierowców kilka "pułapek", pozwalając im zamówić tylko auto z bardzo drogimi w naprawach elementami.
Tylne światła LED
Diody zastępujące tradycyjnie żarówki zdecydowanie wyglądają bardzo atrakcyjnie i poprawiają prezencję samochodu. Ich trwałość jest przy tym nieporównywalnie dłuższa i teoretycznie powinny wystarczyć one na wiele lat. Niestety, jeśli trafimy na felerny egzemplarz (albo kupimy auto, które sporo już przejechało) i część LED-ów przestanie działać, nie będziemy mogli zwyczajnie ich zastąpić. Taką lampę trzeba wymienić w całości, a to już poważny wydatek. Za używaną część do popularnego modelu zapłacimy około 600 zł. Nowy komplet do auta droższej marki kosztuje już 1500-2000 zł i oczywiście nie mówimy tutaj o cenach w ASO, które będą jeszcze wyższe.
Przednie światła LED
Sytuacja bardzo podobna jak w przypadku świateł wykorzystujących diody z tyłu. Teoretycznie powinny wytrzymać bardzo długo, ale jeśli się zepsują, koszty będą spore. Optymistycznie zakładając, używany reflektor z paskiem LED-owym i ksenonowym światłem głównym to wydatek 600-800 zł. Natomiast w pełni diodowa lampa do kompaktowego modelu kosztuje około 1200 zł. Ceny nowych elementów w ASO mogą być nawet kilkukrotnie wyższe. Dlatego też kupno świateł "full LED" do popularnych modeli mija się z celem - wcale nie świecą one lepiej od ksenonów, a są o wiele, wiele droższe. Prawdziwą różnicę robią dopiero światła diodowe, jakie możemy znaleźć w autach takich, jak Audi A8 czy BMW serii 7, ale to zupełnie inna półka cenowa.
Nowy rodzaj ksenonów
Najlepszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o oświetlenie przednie, pozostają zatem ksenony. Zapewniają bardzo dobrą widoczność, wytrzymują 100 tys. kilometrów, albo i dłużej, a za jedną żarówkę zapłacimy 200 zł. Niestety, już dwa lata temu informowaliśmy, że niektórzy producenci zaczęli stosować do swoich modeli słabsze, 25-watowe palniki, emitujące strumień światła poniżej 2000 lumenów ("klasyczny" ksenon ma 35 W i 3200 lumenów). Nie dość, że mają gorsze właściwości, to jeszcze nie posiadają zamienników, przez co producenci wywindowali koszt jednej żarówki na 800 zł!
Jak rozpoznać nowe ksenony? Ze względu na słabsze światło nie ma obowiązku montowania wraz z nimi spryskiwaczy reflektorów oraz układu samopoziomowania świateł. Brak tych elementów oznacza, że w danym modelu producent próbuje naciągnąć nas na niepotrzebnie wysokie koszty.
Nowy czynnik chłodniczy w klimatyzacji
Obecnie trudno wyobrazić sobie jazdę samochodem bez klimatyzacji. Wymaga ona oczywiście regularnego serwisowania, ale nie są to duże koszty. Chyba, że trafimy na samochód z nowym czynnikiem chłodzącym R1234yf. Teoretycznie jest on bardziej ekologiczny, ale testy przeprowadzone przez Mercedesa wykazały, że w razie wypadku może doprowadzić on do pożaru. Jednak nie tylko ze względów bezpieczeństwa powinniśmy go unikać. Producenci samochodów wywęszyli tu okazję do zarobienia na nas i gdy będziemy potrzebowali napełnić "klimę" nowym czynnikiem, nie zapłacimy za to 150 zł (jak w przypadku stosowanego wcześniej R134a), ale 10 razy więcej.
Adaptacyjne zawieszenie
Jeszcze do niedawna zawieszenie dające możliwość regulacji siły tłumienia lub prześwitu można było spotkać tylko w najdroższych autach. Obecnie znajdziemy je już w kilku samochodach segmentu B. Możliwość zdecydowania czy chcemy, aby auto resorowało komfortowo na dziurawej drodze, czy utwardziło amortyzatory podczas szybkiego pokonywania górskich serpentyn, jest dość kusząca. Niestety może być też bardzo kosztowna. Zawieszenie to element eksploatacyjny, a jeśli wymiany będą wymagały jakieś części układu adaptacyjnego, to za naprawę jednego amortyzatora możemy zapłacić więcej niż za kompletny remont klasycznego "zawiasu" w całym aucie.
Automatyczna skrzynia biegów
Skrzynia automatyczna to niezwykle wygodne rozwiązanie, ale też źródło potencjalnych kosztów. Klasyczne przekładnie z konwerterem obrotów na ogół są trwałe, jeśli tylko odpowiednio z nich korzystamy i od czasu do czasu wymienimy w nich olej (nawet jeśli producent tego nie zaleca). Niestety, coraz popularniejsze skrzynie dwusprzęgłowe już tak pewne nie są. Ich niepodważalną zaletą jest błyskawiczna praca, wadą - przeciętna trwałość. Zwykle wytrzymują one około 200 tys. kilometrów, a ich naprawy, których prędzej czy później nie unikniemy, kosztują grube tysiące złotych. Z podobnymi kosztami musimy liczyć się również w przypadku innych konstrukcji, dlatego, jeśli kupujemy auto używane, powinniśmy dokładnie zweryfikować stan tego elementu i poszukać informacji na temat jego trwałości.
Kluczyk zbliżeniowy
To najlepszy przykład tego jak niektórzy z nas lubią zbędne bajery. To, że możemy otworzyć auto i uruchomić przyciskiem bez wyciągania kluczyka z kieszeni wygląda fajnie, ale przecież nie oszczędza nam to czasu, ani nie ułatwia obsługi samochodu. Ponadto, jeśli czujniki wykrywające obecność kluczyka zawiodą, naprawa takiego systemu może nas słono kosztować.
Czujniki ciśnienia w oponach
Obecnie obowiązkowy element wyposażenia nowych aut. W teorii świetne rozwiązanie wpływające na bezpieczeństwo, ale w praktyce... bywa z tym różnie. Najprostsze i najtańsze nie sprawdzają faktycznego ciśnienia, a jedynie mierzą średnicę koła przy pomocy czujników ABSu, przez co informują tylko o naprawdę dużych ubytkach powietrza. Znamy sytuacje, w których kierowca szybciej orientował się, że opona jest uszkodzona, niż robiła to elektronika. Są też czujniki, które mierzą dokładną ilość powietrza w każdym kole, a nawet jego temperaturę. Bywa to przydatne, ponieważ wiemy kiedy któraś z opon wymaga dopompowania. Równie dobrze możemy to jednak zrobić na każdej stacji benzynowej, co pozwoli nam uniknąć znacznie zwiększonych kosztów wymiany kół, po którym czujniki należy ponownie kalibrować.
Niskoprofilowe opony
Nic tak nie poprawia prezencji każdego samochodu, jak słusznych rozmiarów alufelgi. Niestety jest to dość kosztowny zabieg - nie chodzi tu jedynie o ceny dużych obręczy czy też większy koszt opon, ale o realia polskich dróg. Niski profil "gumy" oznacza nie tylko obniżony komfort, ale również ryzyko uszkodzenia koła. Jeżdżąc na takim ogumieniu wystarczy najechać na większą dziurę, albo zbyt szybko wjechać na krawężnik, aby uszkodzić oponę, felgę, albo jedno i drugie. Nawet jeśli jesteśmy ostrożni i nie spotka nas nic takiego, to musimy liczyć się jeszcze z drobnymi uszkodzeniami rantów felg, powstałymi w wyniku jeżdżenia po nierównych drogach.