Z góry przypieka nie zasłonięte nawet najmniejszym obłoczkiem słońce. Ponieważ wszystko dzieje się na pustyni, o skrawku cienia można tylko pomarzyć. Dodatkowo do butów wsypuje się gorący niczym rozżarzone węgle piasek. Podczas treningów w Dubaju Adam Małysz (34 l.) przeżył prawdziwe piekło.
Mimo trudnych do zniesienia okoliczności były skoczek narciarski był bardzo zadowolony z pierwszego w życiu kursu jazdy po pustyni. Zajęcia prowadził miejscowy instruktor z 30-letnim doświadczeniem.
- Nauczyłem się wielu rzeczy. To, co tam ćwiczyliśmy, jest nie do powtórzenia gdzieś indziej. Kiedy zobaczyłem wydmy, oniemiałem. Nie przypuszczałem, że samochodem da się wjechać tak wysoko. Dwa razy stanąłem, bo nie wiedziałem, co robić i zakopałem się. Jednocześnie podpowiadali mi instruktor, mój pilot Rafał Marton i szef naszego zespołu Albert Gryszczuk. Nie wiedziałem, kogo słuchać... - śmieje się Małysz.
- Na początku pilnowaliśmy, żeby Adam nie zrobił sobie krzywdy. Później poczuł się na tyle pewnie, że trzeba było go powstrzymywać przed szaleństwami - zdradza Gryszczuk. - Jazda w takich warunkach to kwestia doświadczenia. Ja dużo jeździłem po śniegu.
Wydawało mi się, że pustynia to trochę podobne warunki. Kiedy koledzy pozwolili mi na skorzystanie z intuicji, poczułem się swobodniej - wyjaśnia Małysz, który po kilku dniach treningowych jazd w Dubaju przeniósł się już na poligon w Drawsku Pomorskim.
Polecamy na Fakt.pl:
Popek wygra flaszkę