Małysz dla WP: bardzo mnie to zabolało. To był dla mnie szok!
- Wiadomość o wypadku Krzyśka Hołowczyca to był dla mnie szok! Uważałem, że Krzysiek ma predyspozycje do tego, żeby wygrać ten Dakar i jest jednym z faworytów. Ta wiadomość zabolała mnie jeszcze bardziej, gdy usłyszałem, że po raz kolejny pojawił się problem z jego kręgosłupem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Adam Małysz.
WP: Swój drugi Rajd Dakar zakończył pan na wysokim, piętnastym miejscu. Jak ocenia pan ten wynik?
Jestem niezmiernie zadowolony, że udało mi się przyjechać na tak dobrym miejscu, bo naszym celem przed Dakarem była pierwsza dwudziestka. Będąc na miejscu wiedziałem, że będzie niezwykle ciężko. Było wiele załóg, które plasowały się do tej pierwszej dwudziestki, więc zacząłem liczyć, że może uda się zająć miejsce 25-26. Po prologu, w którym zająłem czternaste miejsce, byłem strasznie zszokowany możliwościami samochodu. Wcześniej przejechałem nim tylko około 150 km, a dopiero w tym momencie dowiedziałem się, na co go naprawdę stać. Z dnia na dzień poznawałem samochód coraz lepiej i fajnie mi się jechało. Można być naprawdę zadowolonym z wyniku.
WP: Przed rokiem ukończył pan Dakar na 37. miejscu, teraz dojechał pan do mety 23 godziny szybciej. Co sprawiło, że udało się panu zrobić tak duży postęp?
Złożyło się na to wiele elementów. Na pewno mam jakieś większe doświadczenia ze swojego pierwszego Dakaru, choć myślę, że to zasługa samochodu, który był dużo szybszy. Cieszę się jednak, że sam też znacznie się poprawiłem. Widać to i w stylu jazdy i w tym, jak zachowuję się za kierownicą. Na pewno pomaga mi to, że od dawna jestem sportowcem. Przechodząc do motosportu, wiedziałem, że będzie to mój wielki atut. Wiedziałem też, że będzie bardzo ciężko i trzeba być przygotowanym na wiele porażek, po których trzeba będzie się podnieść.
WP: *Jak w trakcie Rajdu Dakar przyjął pan informację o poważnym wypadku Krzysztofa Hołowczyca? *
To był dla mnie szok! Uważałem, że Krzysiek ma predyspozycje do tego, żeby wygrać ten Dakar i jest jednym z faworytów. Ta wiadomość zabolała mnie jeszcze bardziej, gdy usłyszałem, że po raz kolejny pojawił się problem z kręgosłupem Krzyśka.
WP: Jak układała się współpraca z pilotem Rafałem Martonem? Czy w trakcie Dakaru pojawiały się między wami jakieś spięcia?
Były ze trzy takie momenty, że Rafał wysiadł, a ja pojechałem sam. Dopiero później go koledzy ciężarówką podwieźli (śmiech).
WP: *Zdarzały się panu chwile słabości? *
Na pewno były dwa, trzy dni, kiedy pojawiały się pewne kłopoty. W takich sytuacjach człowiek jest lekko podłamany. Największym problemem była dla mnie załoga 314, która notorycznie składała na nas protesty. Na szczęście jest jeszcze jakaś sprawiedliwość na świecie, sędziowie się nie ugięli i za każdym razem nas uniewinniali. Ale i tak było to dla mnie niemiłe przeżycie psychiczne. Bardzo trudne było też to, że dwa razy się zakopywaliśmy. Na wydmach i szczytach stało mnóstwo ludzi, na których musiałem uważać. Inni kierowcy uważają, że w takich sytuacjach trzeba jechać, a ludzie odskoczą. Ja jednak nie jestem do tego przyzwyczajony i nie mam wytrenowanego takiego wyczucia. Wydaje mi się, że jak pojadę, to mogę kogoś potrącić i zabić. Myślę, że byłby to dla mnie szok. Ale to wszystko wynika z braku doświadczenia - to mój drugi Dakar i drugi rok mojej jazdy. Cały czas się uczę.
WP: Prezes Polskiego Związku Motorowego Andrzej Witkowski uważa, że za 2-3 lata powalczy pan o zwycięstwo w Rajdzie Dakar. Jak odniesie się pan do tej opinii?
Na pewno to bardzo odważne słowa. Nie chciałbym rokować lub czegoś obiecywać, gdyż wiem, jak ciężka jest to praca i jak wiele trzeba w niej poświęcenia. Myślę, że bardzo ciężko będzie mi osiągnąć taki poziom, jaki prezentuje Krzysiek Hołowczyc lub inni, którzy wygrywają, ale zrobię wszystko w tym kierunku. Chcę udoskonalać się w tym sporcie i mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie moment, gdy będę mógł walczyć z najlepszymi. Ta dyscyplina zafascynowała mnie tak, jak kiedyś było ze skokami narciarskimi.
WP: Podczas kiedy pan jechał w Rajdzie Dakar, polscy skoczkowie zajęli drugie miejsce w konkursie drużynowym w Zakopanem. Śledził pan ich wyniki? Była okazja i czas, żeby w trakcie Dakaru kontaktować się z ekipą Łukasza Kruczka?
Tylko smsowo, ale na pewno stało się bardzo fajnie. To duży sukces! Wiem, że jeden z chłopaków zepsuł jeden skok i dlatego Polacy nie wygrali, choć mieli na to dużą szansę. W trakcie Dakaru na bieżąco dostawałem od chłopaków informację, jak się udaje chłopakom, a wieczorem, jak gdzieś w hotelu udawało się zdobyć internet, to wchodziłem i czytałem, co się dzieje.