|
|
| --- |
Gardzono nim przez lata... Szydzono z karoserii wykonanej z duroplastu, nazywając Lordem Tekturą, Fordem Kartonem lub po prostu Mydelniczką. Po kilkunastu latach od zakończenia produkcji managerowie z firmy Herpa doszli do wniosku, że przywrócony do życia Trabant zyska spore grono zwolenników. Przedsiębiorczy Bawarczycy zakupili prawa do nazwy samochodu produkowanego bez większych zmian przez 34 lata i opracowali prototyp...
Producent założył, że kształt karoserii mają w możliwie dużym stopniu bazować na stylistyce oryginału. W przeciwieństwie do wozu produkowanego od 1955 roku, współczesny Trabant otrzyma drzwi także dla pasażerów drugiego rzędu siedzeń. Prototyp został zaprezentowany pod postacią hatchbacka. Wciąż jednak nie wiadomo, czy do oferty trafi sedan.
Ku zmartwieniu pasjonatów, nowe wersje Trabanta najprawdopodobniej nie otrzymają plastikowej karoserii oraz silników zostawiających za sobą obłoki białych spalin.
Prototyp samochodu w skali 1:10 będzie można podziwiać na salonie samochodowym we Frankfurcie. Spoglądając na charakterystyczną atrapę chłodnicy, jasnoniebieski - wszechobecny w czasach NRD – kolor oraz biały dach z pewnością dostrzeżemy w nim ducha poprzednika. Przedstawiciele firmy Herpa zapewniają, że pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem.
Trabant nowej generacji - w przeciwieństwie do poprzednika - nie będzie tanim samochodem dla mas, na który przychodziło oczekiwać latami. Firma planuje, że pojazd trafi do indywidualistów, dla których nawet nowe wcielenie Mini jest stanowczo zbyt plebejskie. Herpa zadeklarowała, że produkcja zostanie ograniczona do serii liczącej zaledwie 5 000 sztuk. Nie trzeba chyba dodawać, że będzie to miało oczywiste przełożenie na cenę. Trabant z silnikiem BMW pod maską będzie kosztował około... 50 000 euro!
Łukasz Szewczyk