Liczy się każda minuta. Kierowcy ciężarówek pod ostrzałem policji i ministerstwa
Policja ruszyła do walki z "zestawami", które podczas wyprzedzania blokują lewy pas ruchu i irytują kierowców osobówek. Joachim Brudziński grzmiał na Twitterze, tymczasem środowisko transportowe podchodzi do akcji policji z rezerwą.
Najpierw zaczęło się od policyjnego helikoptera patrolującego okolice Łodzi. Później policja przyglądała się samochodom ciężarowym, które obwiniane są za "blokowanie lewego pasa i wynikające z tego utrudnianie ruchu innym jego uczestnikom". Minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński stwierdził, że lepiej, by funkcjonariusze "tłumaczyli kierowcom TIR-ów, że wyścigi ciężarówek na autostradach oraz innych drogach to nie jest dobry pomysł”.
Stwierdzenie dość niefortunne, bowiem trudno mówić o wyścigach w pojazdach, które mają założone blokady prędkości. Jeszcze gorzej wygląda to pod względem prawnym, bowiem polskie prawo nie przewiduje norm czasowych dla wyprzedzania.
W naszym kraju można ukarać kierowcę mandatem w wysokości od 50 do 200 zł za utrudnianie ruchu. Tyle tylko, że dana sytuacja podlega indywidualnej ocenie funkcjonariusza policji lub Inspektoratu Transportu Drogowego. Sytuacja jest skomplikowana. W niemieckiej Nadrenii-Westfalii zdecydowano kilka lat temu, że czas skończyć z "elefantenrennen", czyli "wyścigami słoni". Kierowcy pojazdów o masie powyżej 7,5 tony muszą skończyć manewr w ciągu 45 sekund, a różnica prędkości samochodów musi być większa niż 10 km/h. W teorii brzmi to całkiem nieźle.
W praktyce jednak wygląda to nieco inaczej.
– Nawet w Niemczech nie są to mandaty wystawiane na porządku dziennym. Niektórzy kierowcy mogą nie zdawać sobie sprawy z tych przepisów – mówi Filip Bednarkiewicz, założyciel serwisu 40ton.net, zajmujący się tematyką ciężkiego transportu.
Kierowcy podróżują korzystając z tempomatu. Różnice w prędkości nie powinny więc być tak duże.
– Coraz więcej firm zamawia samochody "zablokowane" na 85 km/h, a więksi przewoźnicy kuszą wysokimi premiami za niskie spalanie, przez co kierowcy jeżdżą z prędkością 82 lub 83 km/h. Trenerzy ekonomicznej jazdy wskazują, że jest to najbardziej efektywna prędkość – dodaje Bednarkiewicz.
Z drugiej strony mamy kierowców przewożących towary szybkopsujące się.
– Jadąc z Gdyni do Francji przez jakieś 1600 km utrzymuję prędkość 90 km/h (oczywiście na autostradzie, której przemierzam 1300 km) i raz postanowiłem zrobić tą trasę z prędkością 85 km/h, niby niewielka różnica” – stwierdza w rozmowie z nami zawodowy kierowca. – Straciłem 30 minut, co w konsekwencji kosztowało mnie przekroczenie czasu pracy, bo sama jazda to nie wszystko, jeszcze trzeba rozładować auto i udać się na parking.
Gdy za "zestaw" odpowiadają dwie osoby, wówczas korzyści z kilku kilometrów więcej stają się znaczące. Sytuacji nie poprawia technologia. Tempomaty zainstalowane w ciężarówkach pobierają informacje o zbliżających się pochyłości terenu, dzięki czemu same wiedzą kiedy mogą "zdjąć nogę" z gazu. A że każdy producent programuje tempomaty na swój sposób, to różne pojazdy mogą różnie jechać.
Kiedy w Niemczech wprowadzano przepisy zakazujące wyprzedzania, Holandia zaczęła się z nich wycofywać. Związek turystyczny zauważył, że kierowcy ciężarówek podróżują bardzo blisko siebie, w kolumnach, co doprowadza do niebezpiecznych sytuacji, dając zbyt mało czasu na reakcję. Tylko w nielicznych miejscach – odpowiednio oznakowanych – ciężarówki nie mogą się wyprzedzać.
Ile tracimy za ciężarówką? Internauci uwielbiają koloryzować swoje doświadczenia, ale zazwyczaj mówimy o czasie wynoszącym nieco ponad minutę. O wiele większym problemem – na który powinna zwrócić uwagę policja – jest brak odpowiedniej odległości pomiędzy autami (jazda na zderzaku) czy skupienie na telefonie komórkowym. Potwierdza to nasz rozmówca.
– według mnie to wszystko bierze się z tego że mamy tak mało autostrad i ludzie nie potrafią się na nich zachować. Większość z nich traktuje autostradę jako tor wyścigowy – stwierdza zawodowy kierowca.