Zachary DeLorean, człowiek który jednym samochodem zapisał się w pamięci wszystkich. Owszem, jego dzieło nie było doskonałe, prowadziło się fatalnie, było powolne niczym ślimak, a do tego potwornie drogie. W dodatku amerykańskie!
Jednak DeLorean DMC-12, bo o nim mowa, był i w dalszym ciągu jest cudowny! Osobiście dla mnie to prawdziwa ikona motoryzacji. Tajemniczy, rzadki i wyjątkowy. Do tego stopnia, że obecnie każda informacja na jego temat w mediach zazwyczaj przedostaje się do szerszego obiegu. Miarą kultowości zwykle jest to, jak często dany model jest imitowany. Kopie DeLorean'a powstawały od samego początku i powstają po dziś dzień. Niektóre udane, choć zazwyczaj to marne podróbki.
Zacznijmy jednak od początku. Kim był wizjonerski John Zachary DeLorean? Pan urodził się w 1925 roku. Na początku kariery jako inżynier motoryzacyjny zatrudniony został w legendarnej firmie Pontiac. Odpowiadał między innymi za nie mniej słynnego Firebirda. Nie był byle kim, bo w wieku ledwie 35 lat został najmłodszym w historii szefem działu w GM! Wspominało się także o "szefowaniu" całemu koncernowi, ale z tego nic nie wyszło.
Ambicje DeLorean'a były znacznie większe. Porzucił więc ciepłą posadkę w GM i sporych rozmiarów wynagrodzenie na rzecz własnego projektu by w 1973 roku założyć DeLorean Motor Company. Ale, wcale nie w mieście motoryzacją stojącym, czyli w Detroit, ale w małej mieścinie Dunmurry w Irlandii Północnej. Zaplecze finansowe było, a w tamtym okresie w tej części świata panowało olbrzymie bezrobocie, zatem znalezienie pracowników nie było trudne. Trudniej było znaleźć doświadczonych, wykwalifikowanych pracowników. Dlatego jeden z najbardziej znamiennych samochodów w historii motoryzacji budowany był przez... amatorów!
Projekt DMC-12 siedział w głowie DeLorean'a przez całe lata. Wiedział jak ma wyglądać i jak sam wspominał, chciał stworzyć konkurencję dla Chevroleta Corvette! Mówił o nim tak: "Będzie tak bezpieczne, jak to tylko możliwe. Będzie pewne, niezawodne, wygodne. Jazda nim będzie wyjątkową przyjemnością. To nie wszystko. Zapewniam, że mój samochód będzie również zgrabny i elegancki".
Przy projektowaniu wspierał go William T. Collins. Za niektóre elementy konstrukcji odpowiadały topowe europejskie firmy. Auto miało być rewolucyjne, nafaszerowane nowoczesnymi technologiami. Wszystko bazowało na stalowej ramie w kształcie dwóch połączonych liter "Y". Do niej dopasowano przestrzenną strukturę z tworzyw sztucznych!
Pożądany efekt to niska masa i wysoka sztywność. Cel został osiągnięty, ale bazując na licencji Lotusa, nowa firma musiała wykupić prawa na to rozwiązanie. Karoseria wykonana została ze szczotkowanej stali nierdzewnej i obecnie jest jednym z bardziej rozpoznawalnych elementów tego samochodu. Zalety były bardzo duże - odporność na korozję, brak lakieru i niepowtarzalny wygląd. Niestety, to bardzo droga sprawa i znacznie wpływała na cenę auta.
Mit jakim szczyci się DMC-12 jest przede wszystkim wynikiem futurystycznej stylistyki. Kanciasty kształt, bez obłości, a bazujący wyłącznie na liniach prostych, był pod koniec lat siedemdziesiątych równie modny jak dzisiejsze jeżdżące "otoczaki o wyłupiastych oczach".
Choć pomysł wyszedł od Pana DeLorean'a, to za końcowy projekt odpowiada słynne studio Giugiaro! Po premierze słychać było opinie, że zbyt przypomina koncept Lamborghini Marzal z 1967 roku. Trzeba przyznać - to fakt. Z tą jednak różnicą, że Marzal nigdy nie powstał w wersji seryjnej, a De Lorean stał się jednym z najważniejszych samochodów świata. Przód to w zasadzie prostokąt z czterema reflektorami, prostym grillem, długą maską i charakterystycznym ścięciem w dole zderzaka.
Z boku prezentuje się świetnie, wręcz klasycznie. Tak kiedyś, będąc dzieckiem, rysowaliśmy sportowe auta. Jak widać, linia jest ponadczasowa. Największe fajerwerki jednak znajdują się w tyle. Co ciekawe, jednostkę napędową umieszczono centralnie. Nad klapą silnika znajduje się ażurowa konstrukcja przypominająca nieco element stosowany w Citroenie CX.
Tylne lampy zadziwiają. Niby nic wielkiego, a jednak. Pomysł, aby umieścić po każdej ze stron po 18 kwadratowych elementów (w tym niektóre trójkątne) spowodował, że wygląd niby prostego, zwykłego tyłu stał się bardzo wyjątkowy i ciężko szukać drugiego takiego. Na koniec zostały nam jeszcze drzwi unoszone do góry za pośrednictwem systemu dźwigienek i gazowych silników oraz 14-calowe obręcze z przodu i nieco większe, bo 15-calowe z tyłu.
Wnętrze to hołd dla lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. To znaczy kanciaste kształty. Dostępne były tylko dwa, ponure kolory - czarny i szary. Miejsca jest zadziwiająco sporo, może to za sprawą tego, że sam Pan DeLorean miał dwa metry wzrostu! Do tego wszystkiego siedzi się bardzo nisko. Również nisko jest środek ciężkości całego auta, co obiecuje niezłe właściwości w zakrętach.
Do dyspozycji jest niewielki, płaski bagażnik w przedniej części nadwozia (tak jak w Fiacie 126p czy Porsche 911) oraz trochę miejsca tuż za oparciami foteli. DMC-12 był bogato wyposażony. Posiadał klimatyzację, czy skórzaną tapicerkę i tym podobne "gadżety".
Za zachowanie na drodze w znacznej mierze odpowiadało niezależne zawieszenie wszystkich kół. Technologia została wsparta przez Lotusa, i układ ten bardzo przypominał rozwiązania stosowane w modelu Esprit. Można zatem powiedzieć, że DeLorean prowadził się wybornie? Nic z tego. Niestety, prawo w Stanach Zjednoczonych i małe problemy z tym związane spowodowały, że całe auto musiało zostać nieco podniesione, a to oznaczało znacznie gorsze właściwości jezdne. A szkoda, bo ponoć wcześniejsze prototypy prowadziły się wyśmienicie.
Kolejnym rozczarowaniem jest serce znajdujące się za fotelami. Jednostka napędowa nie dorównuje wyglądowi oraz ambicjom i zapewnieniom pomysłodawcy. Na początku wspominano o silniku Wankla (stosowanym wówczas w Citroenie GS Birotor), ale ostatecznie wykorzystano nowoczesną, ale dość słabą konstrukcję 2,8 litra firm Renault, Peugeot i Volvo. Wykonana została w znacznej mierze z aluminium. Posiadała wtrysk Bosch'a i dość mizerną moc 170 KM. Oj - przepraszam - powinna posiadać, bo do głosu znów wtargnęły przepisy USA o emisji spalin. Dlatego konieczne było zdławienie mocy do ledwie 132 KM. A to już nie brzmi jak "sportowe emocje".
W pierwotnym założeniu moc miała wynosić około 200 KM. Jak widać, plany swoje, a rzeczywistość swoje. Napęd był dostarczany na tylną oś za pośrednictwem 5-biegowej skrzyni manualnej, lub za dopłatą 650 dolarów przez automat. Osiągi rozczarowały. Pierwsza setka podana przez producenta, nieco ponad 8 sekund, nijak miała się do faktów. W rzeczywistości auto rozpędzało się w czasie dziesięciu sekund z małym okładem. Wyższa była natomiast prędkość maksymalna. Do podawanych przez producenta 175 km/h można było dołożyć jeszcze dobre 30 km/h, gdyż DMC-12 przekraczało 200 km/h.
Jak zatem wygląda ten "idealny" samochód? Dwojako. Jego prototyp był fantastyczny, szybki, ze świetną trakcją i genialnym wyglądem. Wersja produkcyjna fatalnie się prowadziła, miała silnik mogący napędzić co najwyżej sportowego kompakta i pozostała wyłącznie... zachwycająca stylistycznie.
Można powiedzieć, że DeLorean'a zabiły Stany Zjednoczone i ich durne przepisy. Miała być sportowa legenda, a wyszła legenda, ale wyłącznie stylistyczna. Pomimo tych przeciwności producent liczył na sukces. Niestety, z ceną 26 tysięcy dolarów chętnych nie było zbyt wielu. Pierwszy rok, owszem, był niezły, ale w kolejnym już znacznie spadła ilość zamówień. Szczególnie, że tyle samo kosztowała nowa Corvette!
* TU ZNAJDZIESZ WIĘCEJ ZDJĘĆ DELOREAN’A DMC-12 * Niedługo po debiucie, w 1982 roku DeLorean ogłosił upadłość. Nie pomogła nawet kultowa pierwszoplanowa rola samochodowa w głośnym filmie "Powrót do przyszłości" w reżyserii Roberta Zemeckis’a, czy edycja kilku sztuk pokrytych 24-karatowym złotem dla kampanii American Express skierowanych dla posiadaczy złotych kart!
W sumie powstało niecałe 10 000 egzemplarzy. Podobno do XXI wielu przeżyło jakieś 6000 sztuk. Wizjonerski John DeLorean starał się na nowo wskrzesić markę, ale starania były tak rozpaczliwe, że został nawet oskarżony o handel narkotykami! Zmarł 19 marca 2005 roku. Miał 80 lat. Nie doczekał wskrzeszenia swojej machiny czasu i jednego z najbardziej znanych i poruszających wyobraźnię projektów w świecie motoryzacji.
Nazwa jednak nie zniknęła z mapy producentów. DMC istnieje, choć zajmuje się przyziemnym handlem - nie, nie nielegalnymi używkami - tylko częściami zamiennymi do aut. Jeżeli jednak chcecie nowego DeLorean'a DMC-12, nic prostszego. Zadzwońcie do siedziby, zamówcie (adres - www.delorean.com), a złożą go Wam na specjalne zamówienie. Całkowicie nowego. To się nazywa powrót do przeszłości.
Michał Grygier
mz/mz