Jego bolid się nie psuje, a podczas kwalifikacji inżynier nie ma problemów z podjęciem odpowiednich decyzji i zastosowaniem właściwej strategii.
Dla pozostałych ekip punktuje po dwóch kierowców i jeśli kłopoty z bolidem Roberta Kubicy nie zostaną szybko rozwiązane, to szef zespołu Mario Theissen będzie musiał zapomnieć o przedsezonowych założeniach - czyli o poprawie zdobytego w zeszłym roku piątego miejsca w klasyfikacji konstruktorów.
Teoretycznie w obu wyścigach to Kubica powinien być górą. W Australii, mimo dalszej pozycji startowej, szybko awansował przed kolegę z zespołu. W Malezji był przez cały weekend od niego szybszy - poza decydującymi momentami Grand Prix, czyli finałową częścią kwalifikacji oraz wyścigiem. Ale, jak wiadomo, punkty przyznawane są na mecie. W zespole, który aspiruje do ścisłej czołówki, takie błędy, jak zbyt późne wypuszczenie kierowcy na finałowy przejazd kwalifikacyjny, nie powinny się zdarzać. Tymczasem w przypadku Kubicy doszło do tego dwa razy z rzędu.
Zadaniem kierowcy jest jak najszybsza jazda, a decyzje strategiczne siłą rzeczy spoczywają na zespole, przede wszystkim na inżynierze wyścigowym. Kierowca nie ma pełnego obrazu sytuacji, nie zawsze wie, ile czasu pozostało do końca sesji, nie wie, jakie czasy uzyskują jego konkurenci.
Tymczasem inżynierem wyścigowym Kubicy jest człowiek bez doświadczenia w Formule 1. Na sympatycznym skądinąd Irańczyku, Mehdim Ahmadim, ciąży ogromna odpowiedzialność. Pod jego opieką jeździ kierowca bardzo szybki, ale mający na koncie zaledwie jeden niepełny sezon startów. Obaj są praktycznie debiutantami, a nie jest to układ sprzyjający osiąganiu dobrych rezultatów. W sytuacjach kryzysowych, kiedy w ciągu ułamka sekundy należy podjąć właściwą decyzję, doświadczenie jest kluczowe.