Jak Pan się czuje po testach i po tym, jak po raz pierwszy od trzech tygodni pojedzie Pan w bolidzie F1?
- Test poszedł bardzo dobrze i czuję się świetnie. Trwał nawet krócej niż w USA, bo było wiadomo, że nie ma z moim zdrowiem żadnego problemu.
Ciężko było oglądać wyścig w Indianapolis w telewizji? Nie denerwował się Pan, że go tam nie ma?
- Nie sądzę, aby oglądanie tamtego wyścigu było dla mnie trudne. Powiedziałbym, że łatwe i przyjemne. Siedziałem z kolegami i grałem w pokera, więc nie widziałem całego wyścigu. Oglądałem kraksę wiele razy - zdjęcia i wideo. Mogę tylko powiedzieć, że miałem szczęście wychodząc z tego bez ran. O 12 następnego dnia wróciłem do normalnego życia.
Mogę też powiedzieć inaczej - że nie miałem szczęścia. Z powodu niedobrego kąta, w jaki uderzyłem w ścianę, z powodu podrzucenia samochodu w górę na poboczu. Właściwie zapomniałem już, że to się zdarzyło. Dwie godziny po wypadku czułem się tak, jakby nic się nie stało. O szóstej rano następnego dnia, czyli w poniedziałek wstałem ze szpitalnego łóżka, kiedy był czas na obchód. Mówiono mi, żebym tego nie robił, bo będzie mnie boleć głowa. Ale nic nie czułem. Żadnego bólu.
Z punktu widzenia kibica, wyglądało to oczywiście koszmarnie. Ale wypadek wyglądał gorzej niż był w rzeczywistości. W psychice tez nic się nie złamało. Mogłem bezproblemowo oglądać wyścig i wypadek.
Teraz będzie Pan jeździć wolniej?
- Wolniej? Nie sądzę. Zobaczymy w niedzielę.
Może bezpieczniej? Miał już Pan dwa poważne wypadki...
- Tak, miałem wypadek na drodze - choć nie prowadziłem - i torze. Jako kierowca mam wystarczająco dużo szybkości na torze i na drodze prowadzę całkiem bezpiecznie. Wiem, że mogą się zdarzyć rzeczy najgorsze. Na torze wiele rzeczy można przewidzieć, choć na 100 procent nie można być pewnym.